Gdy Chrystus mówił jeszcze do swych apostołów, przyszedł Judasz. A zarazem z nim nadciągnęła wielka gromada z kijami i mieczami, z latarniami i pochodniami. To wysłannicy arcykapłanów i starszyzny.
Po raz pierwszy występują tu arcykapłani, którzy w historii męki Zbawiciela tak doniosłą odegrali rolę. W prawdzie nie było równocześnie kilku najwyższych kapłanów, - jeden tylko sprawował służbę. Ale było wielu najwyższych kapłanów poza służbą, którzy po złożeniu urzędu zatrzymali sobie ten zaszczytny tytuł.
Od czasów opanowania Palestyny przez Rzymian, namiestnicy, których chciwość przekraczała wszelkie możliwe granice, zrobili sobie źródło dochodów pieniężnych z obsadzenia urzędu najwyższego kapłana. Z samego arcykapłana usiłowali w swej przebiegłej polityce pogańskiej uczynić swoje powolne narzędzie, do utwierdzania rzymskiej potęgi państwowej. Z tych powodów zmieniali bardzo często przedstawicieli tego urzędu, już to ze względów politycznych, już też celem uzyskania sposobności odsprzedania urzędu więcej dającemu.
Ustał stary zwyczaj, że najwyższy kapłan pozostawał na swym urzędzie dożywotnio. Również tytuł "najwyższy kapłan" nosili kapłani pochodzący bezpośrednio z pokolenia Aaronowego, oraz przełożeni różnych grup, na jakie dzieliło się kapłaństwo żydowskie.
O Kajfaszu Pismo św. mówi jedynie, że był w tym roku najwyższym kapłanem.
Wysłani przez arcykapłanów żołnierze mieli za zadanie pojmać Jezusa Chrystusa. Ale twórca i reżyserem całej tej sceny był apostoł Judasz, znany z przydomku Iszkariot.
Rozważmy teraz zdradę Judasza - w jej historyczny przygotowaniu, w jej ostatecznym przeprowadzeniu i w jej wewnętrznych przyczynach. (Mt. 25,47-50; Mk. 14,43-45; Łk. 22,47-48; Jan 18,2-4).
(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 58)
Błagam Cię, najsłodszy Panie, Jezu Chryste, niechaj Męka Twoja będzie mi mocą, która usilnia, wspomaga i broni, Rany Twoje niech mi będą napojem i pokarmem, którymi niech się posilam, napawam i rozkoszuję. Pokropienie Krwią Twoją niechaj zmyje wszystkie grzechy moje. Niech mi będzie śmierć Twoja życiem bez końca, krzyż Twój chwałą wieczną. To wszystko niechaj będzie pokrzepieniem, rozradowaniem, uzdrowieniem i słodyczą serca mego. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
sobota, 28 lutego 2015
piątek, 27 lutego 2015
Słowa Zbawiciela do uczniów (2)
2. Słowa napomnienia nastąpiły po naganie: "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie" (Mt. 26,38; Mk. 14,34; Łk. 22,40). W dosłownym tłumaczeniu byłoby: "... abyście dobrowolnie nie weszli w pokusę", - abyście nie zaplątali się w niej, jak ptaki w sidłach.
Nie tu jest miejsce na wykazywanie wewnętrznych powodów skłaniających do czujności i modlitwy. Zwracam tylko na to uwagę, że przytoczone słowa Zbawiciela są ostatnim napomnieniem Chrystusa, skierowanym do uczniów. Możemy więc być słusznie przekonani, że tymi ostatnimi pożegnalnymi słowami objął Chrystus najlepsze i najpożyteczniejsze zlecenie, jakie mógł dać apostołom dla ich wiecznego zbawienia. Muszą one zawierać istotę tego, co apostołowie mieli czynić, aby uniknąć grzechu i ratować dusze.
Zrozumieli swojego Mistrza i poszli za Jego wskazówką. Ostatecznie nie dlatego zostali świętymi i są w niebie, że nauką swoją zdumieli cały świat - nie dlatego, że działali cuda i znaki, - ale dlatego, że przez całe swoje życie czuwali i modlili się.
***
Apostołowie, którym Chrystus na pożegnanie zalecił usilnie czujność i modlitwę, byli tu ludzie prości i niewykształceni. Trzy lata spędzili bezpośrednio w otoczeniu swego Mistrza, z dala od świata i jego niebezpiecznych sposobności do złego. Dlatego pałali miłością do Zbawiciela. A jakżeż my, bez czujności i modlitwy będziemy mogli wejść do królestwa niebieskiego, skoro w miłości ku Chrystusowi jesteśmy tak obojętni i zimni?
Jeżeli spuścimy się na własne siły, wnet upadniemy. Dlatego musimy się modlić. Zapewne - codzienna Komunia św. i Msza św. dużo daje łask. Ale to nie zwalnia nas od obowiązku modlenia się w ciągu dnia. Apostołowie musieli się modlić według polecenia Chrystusa, mimo że Jezus modlił się za nich do Ojca, mimo że uczestniczyli w pierwszej Mszy św, celebrowanej przez samego Mistrza, mimo że z rąk Pana przyjęli pierwszą Komunię św., mimo że zostali na kapłanów wyświęceni.
Nie wiemy, co przyniesie nam najbliższa przyszłość. Dlatego musimy być zawsze gotowi, musimy się modlić nieustannie. Niechżeż utrzymuje nas w ciągłej gotowości Chrystusowy nakaz modlitwy, niech nas wzmacniają w ciągu dnia akty strzeliste dobrej intencji i częste nawiedziny Najśw. Sakramentu.
Wyryjmy głęboko w sercach naszych to ostanie napomnienia Chrystusa i do niego zastosujemy nasze życie. Wtedy i my otrzymamy ten cenny dar łaski - koronę wiecznej chwały, a zarazem nagrodę za walkę. Amen
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 56-57)
Nie tu jest miejsce na wykazywanie wewnętrznych powodów skłaniających do czujności i modlitwy. Zwracam tylko na to uwagę, że przytoczone słowa Zbawiciela są ostatnim napomnieniem Chrystusa, skierowanym do uczniów. Możemy więc być słusznie przekonani, że tymi ostatnimi pożegnalnymi słowami objął Chrystus najlepsze i najpożyteczniejsze zlecenie, jakie mógł dać apostołom dla ich wiecznego zbawienia. Muszą one zawierać istotę tego, co apostołowie mieli czynić, aby uniknąć grzechu i ratować dusze.
Zrozumieli swojego Mistrza i poszli za Jego wskazówką. Ostatecznie nie dlatego zostali świętymi i są w niebie, że nauką swoją zdumieli cały świat - nie dlatego, że działali cuda i znaki, - ale dlatego, że przez całe swoje życie czuwali i modlili się.
***
Apostołowie, którym Chrystus na pożegnanie zalecił usilnie czujność i modlitwę, byli tu ludzie prości i niewykształceni. Trzy lata spędzili bezpośrednio w otoczeniu swego Mistrza, z dala od świata i jego niebezpiecznych sposobności do złego. Dlatego pałali miłością do Zbawiciela. A jakżeż my, bez czujności i modlitwy będziemy mogli wejść do królestwa niebieskiego, skoro w miłości ku Chrystusowi jesteśmy tak obojętni i zimni?
Jeżeli spuścimy się na własne siły, wnet upadniemy. Dlatego musimy się modlić. Zapewne - codzienna Komunia św. i Msza św. dużo daje łask. Ale to nie zwalnia nas od obowiązku modlenia się w ciągu dnia. Apostołowie musieli się modlić według polecenia Chrystusa, mimo że Jezus modlił się za nich do Ojca, mimo że uczestniczyli w pierwszej Mszy św, celebrowanej przez samego Mistrza, mimo że z rąk Pana przyjęli pierwszą Komunię św., mimo że zostali na kapłanów wyświęceni.
Nie wiemy, co przyniesie nam najbliższa przyszłość. Dlatego musimy być zawsze gotowi, musimy się modlić nieustannie. Niechżeż utrzymuje nas w ciągłej gotowości Chrystusowy nakaz modlitwy, niech nas wzmacniają w ciągu dnia akty strzeliste dobrej intencji i częste nawiedziny Najśw. Sakramentu.
Wyryjmy głęboko w sercach naszych to ostanie napomnienia Chrystusa i do niego zastosujemy nasze życie. Wtedy i my otrzymamy ten cenny dar łaski - koronę wiecznej chwały, a zarazem nagrodę za walkę. Amen
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 56-57)
czwartek, 26 lutego 2015
Słowa Zbawiciela do uczniów (1)
Wielkim smutkiem przyjął Zbawiciela widok śpiących uczniów. To skłoniło go do odstąpienia od zamiaru zwierzenia im się ze swych cierpień. Dlatego skierował do nich słowa nagany i słowa napomnienia.
1. Nagana po zestawieniu słów ewangelistów Mateusza i Marka brzmiała następująco: "Szymonie, ty śpisz? Tak to nie mogliście jednej godziny czuwać ze Mną? Ta nagana posiada wiele cech, godnych naszej uwagi.
a) Przede wszystkim była słuszna. Nim Chrystus wyszedł do Ogrójca, powiedział apostołom w dobitnych słowach, że grozi im niebezpieczeństwo odsunięcia się od Niego i zaparcia się wiary. Dlatego dał trzem apostołom dobitny nakaz modlitwy i czujności podczas Jego nieobecności. Modlitwą i czujnością mieli zwyciężyć groźne pokusy. Apostołowie nie wypełnili jednak ani jednego, ani drugiego. Usnęli. Uznali jednak, że zasłużyli naganę: "A nie wiedzieli - mówi Pismo św. - co Mu odpowiedzieć" (Mk. 14,40).
Cóż by zresztą mogli mieć na swoje usprawiedliwienie? Przy połowie ryb mogli pracować całą noc: "Nauczycielu, przez całą noc pracując, niceśmy nie ułowili: (Łk. 5,5). Teraz nie było jeszcze późnej godziny. Mieli siły po spożytej wieczerzy. A jednak zasnęli.
Gdy łodzi groziło zatonięcie, a nad ich życiem zawisło niebezpieczeństwo, umieli prosić: "Panie zachowaj nas, giniemy" (Mt. 8,25). A teraz skoro ich duszom grozi niebezpieczeństwo, nie chwytają się modlitwy.
Jednak nie możemy zbytnio potępiać apostołów. Przecież niektórzy chrześcijanie bardziej karygodnie postępują. Całe noce poświęcają nie tylko swym pracom lub interesom, ale nawet moralnie niebezpiecznym rozrywkom, uciechom, zadowoleniu swych zmysłowych chuci, a nawet temu wszystkiemu, co może ich wtrącić do piekła. Przy pacierzu wieczornym, na kazaniu - o! wtedy śpią. Tak, śpią nawet w niedzielę w domu, w tym czasie, kiedy powinni Mszy św. słuchać. Gdy trzeba pocierpieć lub gdy grozi niebezpieczeństwo jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, wtedy podnosi się rękę przeciwko niebu. Ale podczas pokus zaniedbuje się modlitwę, właśnie wtedy, kiedy jest ona najpotrzebniejsza.
Nagana Zbawiciela była bardzo słuszna. Największą karę otrzymuje zwykle ten, kto najwięcej zawinił. A tym był bez wątpienia Piotr. Przeznaczony na zwierzchnika reszty apostołów, najwięcej Zbawicielowi przyrzekał. Dlatego to, co Chrystus powiedział ogólnie do wszystkich apostołów, odnosiło się szczególnie do Piotra: "Szymonie, ty śpisz?"
Bardzo przykro musiał apostoł odczuć to pytanie. Jakim rumieńcem wstydu musiało się okryć jego oblicze. Kiedyś zmienił był Chrystus jego imię Szymon na Piotr, gdy go ustanowił stróżem grona apostolskiego. Teraz ten sam Zbawiciel używa jego pierwotnego imienia. Wyczuwamy tutaj surowy wyrzut: Skoro nie czuwasz nad sobą, nad swoimi braćmi, nie jesteś godzien imienia Piotra.
A więc biada duchowej i świeckiej władzy - biada państwom a zawłaszcza rodzicom, którzy przez brak czujności i żarliwej modlitwy stają się przyczyną mnóstwa grzechów swoich dzieci albo swych podwładnych.
b) Nagana Zbawiciela była łagodna. W tych niewielu i z powagą wyrzeczonych słowach brak jest zupełnie nawet śladu gniewu lub wzburzenia. Przeciwnie, uznaje Chrystus dobrą wolę Apostołów: "Duch wprawdzie ochotny, ale ciało mdłe". Wiedział, że zgrzeszyli ze słabości, a nie ze złej woli, czy z grzesznego niedbalstwa. Od smutku - jak się wyraża ewangelista - posnęli. Dlatego przeciw zatwardziałym faryzeuszom użył innych słów i innego tonu. A na przekupniów w świątyni ukręcił nawet gruby bicz.
c) Z roztropnym umiarkowaniem zganił Chrystus apostołów. Gdy przyszedł do nich po raz drugi i zastał ich śpiących, wstrzymał się od wszelkiej nagany. Właściwie zasłużyli sobie apostołowie na jeszcze ostrzejsze skarcenie. Zbawiciel jednak spostrzegł, że w tej chwili nie byli usposobieni do owocnego przyjęcia nagany.
***
Jak mamy innych karać i ganić pokazuje nam przykład Zbawiciela. Przede wszystkim musimy karać sprawiedliwie i łagodnie. Zwłaszcza jeżeli błądzący nie są pozbawieni dobrej woli.
Jest to wielka nieroztropność ze strony rodziców, jeżeli za małe błędy prawią z natury dobrym dzieciom długie kazania. Zgubne natomiast i grzeszne jest obrzucanie ich pianą drwin i szyderstw/
Nie karzmy również nigdy, jeżeli obawiamy się, że błądzący nie przyjmie w dobrym duchu kary, że nie jest usposobiony do owocnego jej przyjęcia. Raczej odłożyć naganę na inny czas, by zamiast pożytku nie przyniosła szkody.
A na wzór apostołów milczmy znowu, jeżeli nas przełożeni ganią. Nie okłamujmy samych siebie, - przyznajmy się w duchu do swych błędów i odrzućmy wszelkie śmieszne usprawiedliwienia.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 53-56)
1. Nagana po zestawieniu słów ewangelistów Mateusza i Marka brzmiała następująco: "Szymonie, ty śpisz? Tak to nie mogliście jednej godziny czuwać ze Mną? Ta nagana posiada wiele cech, godnych naszej uwagi.
a) Przede wszystkim była słuszna. Nim Chrystus wyszedł do Ogrójca, powiedział apostołom w dobitnych słowach, że grozi im niebezpieczeństwo odsunięcia się od Niego i zaparcia się wiary. Dlatego dał trzem apostołom dobitny nakaz modlitwy i czujności podczas Jego nieobecności. Modlitwą i czujnością mieli zwyciężyć groźne pokusy. Apostołowie nie wypełnili jednak ani jednego, ani drugiego. Usnęli. Uznali jednak, że zasłużyli naganę: "A nie wiedzieli - mówi Pismo św. - co Mu odpowiedzieć" (Mk. 14,40).
Cóż by zresztą mogli mieć na swoje usprawiedliwienie? Przy połowie ryb mogli pracować całą noc: "Nauczycielu, przez całą noc pracując, niceśmy nie ułowili: (Łk. 5,5). Teraz nie było jeszcze późnej godziny. Mieli siły po spożytej wieczerzy. A jednak zasnęli.
Gdy łodzi groziło zatonięcie, a nad ich życiem zawisło niebezpieczeństwo, umieli prosić: "Panie zachowaj nas, giniemy" (Mt. 8,25). A teraz skoro ich duszom grozi niebezpieczeństwo, nie chwytają się modlitwy.
Jednak nie możemy zbytnio potępiać apostołów. Przecież niektórzy chrześcijanie bardziej karygodnie postępują. Całe noce poświęcają nie tylko swym pracom lub interesom, ale nawet moralnie niebezpiecznym rozrywkom, uciechom, zadowoleniu swych zmysłowych chuci, a nawet temu wszystkiemu, co może ich wtrącić do piekła. Przy pacierzu wieczornym, na kazaniu - o! wtedy śpią. Tak, śpią nawet w niedzielę w domu, w tym czasie, kiedy powinni Mszy św. słuchać. Gdy trzeba pocierpieć lub gdy grozi niebezpieczeństwo jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, wtedy podnosi się rękę przeciwko niebu. Ale podczas pokus zaniedbuje się modlitwę, właśnie wtedy, kiedy jest ona najpotrzebniejsza.
Nagana Zbawiciela była bardzo słuszna. Największą karę otrzymuje zwykle ten, kto najwięcej zawinił. A tym był bez wątpienia Piotr. Przeznaczony na zwierzchnika reszty apostołów, najwięcej Zbawicielowi przyrzekał. Dlatego to, co Chrystus powiedział ogólnie do wszystkich apostołów, odnosiło się szczególnie do Piotra: "Szymonie, ty śpisz?"
Bardzo przykro musiał apostoł odczuć to pytanie. Jakim rumieńcem wstydu musiało się okryć jego oblicze. Kiedyś zmienił był Chrystus jego imię Szymon na Piotr, gdy go ustanowił stróżem grona apostolskiego. Teraz ten sam Zbawiciel używa jego pierwotnego imienia. Wyczuwamy tutaj surowy wyrzut: Skoro nie czuwasz nad sobą, nad swoimi braćmi, nie jesteś godzien imienia Piotra.
A więc biada duchowej i świeckiej władzy - biada państwom a zawłaszcza rodzicom, którzy przez brak czujności i żarliwej modlitwy stają się przyczyną mnóstwa grzechów swoich dzieci albo swych podwładnych.
b) Nagana Zbawiciela była łagodna. W tych niewielu i z powagą wyrzeczonych słowach brak jest zupełnie nawet śladu gniewu lub wzburzenia. Przeciwnie, uznaje Chrystus dobrą wolę Apostołów: "Duch wprawdzie ochotny, ale ciało mdłe". Wiedział, że zgrzeszyli ze słabości, a nie ze złej woli, czy z grzesznego niedbalstwa. Od smutku - jak się wyraża ewangelista - posnęli. Dlatego przeciw zatwardziałym faryzeuszom użył innych słów i innego tonu. A na przekupniów w świątyni ukręcił nawet gruby bicz.
c) Z roztropnym umiarkowaniem zganił Chrystus apostołów. Gdy przyszedł do nich po raz drugi i zastał ich śpiących, wstrzymał się od wszelkiej nagany. Właściwie zasłużyli sobie apostołowie na jeszcze ostrzejsze skarcenie. Zbawiciel jednak spostrzegł, że w tej chwili nie byli usposobieni do owocnego przyjęcia nagany.
***
Jak mamy innych karać i ganić pokazuje nam przykład Zbawiciela. Przede wszystkim musimy karać sprawiedliwie i łagodnie. Zwłaszcza jeżeli błądzący nie są pozbawieni dobrej woli.
Jest to wielka nieroztropność ze strony rodziców, jeżeli za małe błędy prawią z natury dobrym dzieciom długie kazania. Zgubne natomiast i grzeszne jest obrzucanie ich pianą drwin i szyderstw/
Nie karzmy również nigdy, jeżeli obawiamy się, że błądzący nie przyjmie w dobrym duchu kary, że nie jest usposobiony do owocnego jej przyjęcia. Raczej odłożyć naganę na inny czas, by zamiast pożytku nie przyniosła szkody.
A na wzór apostołów milczmy znowu, jeżeli nas przełożeni ganią. Nie okłamujmy samych siebie, - przyznajmy się w duchu do swych błędów i odrzućmy wszelkie śmieszne usprawiedliwienia.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 53-56)
środa, 25 lutego 2015
Przyczyny parokrotnego powrotu Chrystusa do swych apostołów (2) cd
Przełożonym a szczególnie rodzicom daje tu Zbawiciel trzy doniosłe nauki:
a) Nic nie zwalnia chrześcijańskich rodziców od obowiązku dozoru i czujności, aby ich dzieci nie poniosły uszczerbku na swych nieśmiertelnych duszach. Ani smutek, ani troski, ani krzyż lub cierpienie, ani nawet śmierć, a tym mniej praca, zajęcia, znużenie czy senność.
Rodzice chrześcijańscy, pomyślcie o tym! Gdy wyczerpani całodzienną pracą, chcecie udać się na spoczynek, wtedy wasze dzieci, nawet i dorosłe, potrzebują jeszcze waszej opieki, waszego czujnego oka.
b) Niewdzięczność, nieposłuszeństwo i obojętność dzieci również nie uwalnia, rodziców od obowiązku czujności nad nimi. Dlatego rodzice nigdy nie mogą powiedzieć: Dzieci nie słuchają naszych rozkazów, nie wypełniają naszych poleceń, - niech nawet opuszczą nasz dom i niech robią, co chcą. Prawda, że rodzice zawsze mają prawo wyrzucić z domu dorosłe dzieci za ich ciągłe nieposłuszeństwo albo gorszące prowadzenie się. Ale jak długo te dzieci są przy was, zawsze macie obowiązek czuwania nad ich obyczajowością i zacnością oraz nad wypełnieniem ich religijnych obowiązków.
c) Rodzice mają się uczyć od Zbawiciela, w jaki sposób łączyć modlitwę z czujnością. Mało jest troszczyć się o swoje dzieci, trzeba się jeszcze za nie modlić, jak również za siebie. Tak więc czujność nad dziećmi musi się łączyć harmonijnie z modlitwą; ani jednego z nich nie można zaniedbać. Chrystus pokazuje wam, jak macie i możecie jedno z drugim pogodzić.
A teraz przysłuchajmy się słowom wyrzeczonym przez Chrystusa do swych uczniów.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 53-55)
a) Nic nie zwalnia chrześcijańskich rodziców od obowiązku dozoru i czujności, aby ich dzieci nie poniosły uszczerbku na swych nieśmiertelnych duszach. Ani smutek, ani troski, ani krzyż lub cierpienie, ani nawet śmierć, a tym mniej praca, zajęcia, znużenie czy senność.
Rodzice chrześcijańscy, pomyślcie o tym! Gdy wyczerpani całodzienną pracą, chcecie udać się na spoczynek, wtedy wasze dzieci, nawet i dorosłe, potrzebują jeszcze waszej opieki, waszego czujnego oka.
b) Niewdzięczność, nieposłuszeństwo i obojętność dzieci również nie uwalnia, rodziców od obowiązku czujności nad nimi. Dlatego rodzice nigdy nie mogą powiedzieć: Dzieci nie słuchają naszych rozkazów, nie wypełniają naszych poleceń, - niech nawet opuszczą nasz dom i niech robią, co chcą. Prawda, że rodzice zawsze mają prawo wyrzucić z domu dorosłe dzieci za ich ciągłe nieposłuszeństwo albo gorszące prowadzenie się. Ale jak długo te dzieci są przy was, zawsze macie obowiązek czuwania nad ich obyczajowością i zacnością oraz nad wypełnieniem ich religijnych obowiązków.
c) Rodzice mają się uczyć od Zbawiciela, w jaki sposób łączyć modlitwę z czujnością. Mało jest troszczyć się o swoje dzieci, trzeba się jeszcze za nie modlić, jak również za siebie. Tak więc czujność nad dziećmi musi się łączyć harmonijnie z modlitwą; ani jednego z nich nie można zaniedbać. Chrystus pokazuje wam, jak macie i możecie jedno z drugim pogodzić.
A teraz przysłuchajmy się słowom wyrzeczonym przez Chrystusa do swych uczniów.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 53-55)
wtorek, 24 lutego 2015
Przyczyny parokrotnego powrotu Chrystusa do swych apostołów (2)
2. Z miłości ku uczniom swoim przerwał Zbawiciel swą modlitwę. Była to - o ile można się tak wyrazić - obawa, że może ich spotkać jakie cierpienie. Było to pragnienie dowiedzenia się, co z nimi słychać, jak im się powodzi. Wiemy dobrze, że Jezus przez całe trzy lata troszczył się pilnie o swych uczniów. Strzegł ich i ochraniał, jak kokosz swoje pisklęta, jak kochająca matka swoje jedyne dziecię.
Dwie okoliczności ukazują nam w jasnym świetle miłość jego serca do swych uczniów.
a) Kiedy wśród śmiertelnych zmagań leżał Chrystus na ziemi, myślał o swych uczniach. Troszczył się o nich, chociaż sam był w wielkim opuszczeniu. My, pogrążeni w podobnym cierpieniu, myślelibyśmy jedynie o sobie, pozbylibyśmy się wszelkiej troski o innych. Często w chorobie, czy w przeciwnościach życia, stajemy się obojętni i nieczuli na powodzenie czy niedolę naszych najlepszych przyjaciół.
b) Niegodni byli jego miłości przez swe zachowanie się, a jednak Chrystus myślał o swych uczniach. W przeciągu trzech lat tyle dla nich zdziałał, a oni odwzajemniali mu się niewdzięcznością. Dodają to tego jeszcze jedną niewdzięczność; gdy ich Boski Mistrz walczy ze śmiercią, pogrążony w bezgranicznym smutku, oni obojętni i zimni myślą tylko o spoczynku.
Jakże smutne przeciwieństwo stanowią ci śpiący przyjaciele Jezusa w stosunku do jego wrogów, czuwających teraz! Czuwa Judasz, aby Go zdradzić. Czuwa Kajfasz i arcykapłani, aby Go na śmierć zasądzić. Czuwają i żołnierze, aby Go związać, ubiczować i do krzyża przybić. A uczniowie Jego śpią. Musiało to z pewnością głęboko zasmucić Serce Zbawiciela.
Co wówczas spotkało Zbawiciela, to po dziś dzień, a szczególnie w ostatniej dobie spotyka oblubienicę Jego - Kościół katolicki. I ona bywa śmiertelnie smutna i udręczona. W każdej chwili zagraża jej śmiertelny cios od roty, uzbrojonej od stóp do głów. A potężne rządy, uważające się za sprawiedliwe, szczycące się nawet chrześcijańskim imieniem, patrzą na to obojętnie. Otulają się do snu bezlitosnym a obłudnym płaszczem neutralności i nieinterwencji. Szatańscy wojownicy uprawiają gorączkową, nieustanną działalność, aby chrześcijaństwo zniszczyć, usunąć je z oblicza ziemi. A tysiące katolików nie chce nawet palcem ruszyć dla dobrej sprawy, dla Kościoła św. *)
*) Autor ma tutaj na myśli obóz hitlerowski, o którym nie może jednak ze względów ewentualnych wyrażać się jaśniej.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 51-52)
Dwie okoliczności ukazują nam w jasnym świetle miłość jego serca do swych uczniów.
a) Kiedy wśród śmiertelnych zmagań leżał Chrystus na ziemi, myślał o swych uczniach. Troszczył się o nich, chociaż sam był w wielkim opuszczeniu. My, pogrążeni w podobnym cierpieniu, myślelibyśmy jedynie o sobie, pozbylibyśmy się wszelkiej troski o innych. Często w chorobie, czy w przeciwnościach życia, stajemy się obojętni i nieczuli na powodzenie czy niedolę naszych najlepszych przyjaciół.
b) Niegodni byli jego miłości przez swe zachowanie się, a jednak Chrystus myślał o swych uczniach. W przeciągu trzech lat tyle dla nich zdziałał, a oni odwzajemniali mu się niewdzięcznością. Dodają to tego jeszcze jedną niewdzięczność; gdy ich Boski Mistrz walczy ze śmiercią, pogrążony w bezgranicznym smutku, oni obojętni i zimni myślą tylko o spoczynku.
Jakże smutne przeciwieństwo stanowią ci śpiący przyjaciele Jezusa w stosunku do jego wrogów, czuwających teraz! Czuwa Judasz, aby Go zdradzić. Czuwa Kajfasz i arcykapłani, aby Go na śmierć zasądzić. Czuwają i żołnierze, aby Go związać, ubiczować i do krzyża przybić. A uczniowie Jego śpią. Musiało to z pewnością głęboko zasmucić Serce Zbawiciela.
Co wówczas spotkało Zbawiciela, to po dziś dzień, a szczególnie w ostatniej dobie spotyka oblubienicę Jego - Kościół katolicki. I ona bywa śmiertelnie smutna i udręczona. W każdej chwili zagraża jej śmiertelny cios od roty, uzbrojonej od stóp do głów. A potężne rządy, uważające się za sprawiedliwe, szczycące się nawet chrześcijańskim imieniem, patrzą na to obojętnie. Otulają się do snu bezlitosnym a obłudnym płaszczem neutralności i nieinterwencji. Szatańscy wojownicy uprawiają gorączkową, nieustanną działalność, aby chrześcijaństwo zniszczyć, usunąć je z oblicza ziemi. A tysiące katolików nie chce nawet palcem ruszyć dla dobrej sprawy, dla Kościoła św. *)
*) Autor ma tutaj na myśli obóz hitlerowski, o którym nie może jednak ze względów ewentualnych wyrażać się jaśniej.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 51-52)
poniedziałek, 23 lutego 2015
Przyczyny parokrotnego powrotu Chrystusa do swych apostołów (1) cd
Na trzy rzeczy musimy uważać przy szukaniu u innych pociechy:
a) Nasze wyżalanie się musi być godziwe. Nim Zbawiciel opuścił swoich uczniów przed udaniem się na modlitwę, powiedział do nich: "Smutna jest dusza moja aż do śmierci". Oto mamy przykład godziwego, umiarkowanego użalania się. Zawiera ono podanie rzeczywistego przedmiotu. Dotyczy on samego tylko Zbawiciela. A przecież miał Chrystus dosyć powód, aby ostrym słowem dotknąć tych, którzy gotowali się do wyrządzenia mu największej niesprawiedliwości, nawet do odebrania mu niewinnie życia.
A przeciwnie, żale ludzi to często nic innego, jak proste wybuchy gniewu, - nic innego, jak tylko oszczerstwa.
b) Nie możemy pierwszemu lepszemu powierzać strapień naszego serca. Chrystus żali się ze swych duchowych cierpień tylko przed trzema apostołami.
Czyńmy podobnie i my. Skoro chcemy wynurzyć swe stroskane serca, musimy zabierać się do tego z wielkim wyborem i ostrożnością. Dlatego byłoby niewłaściwym, a nawet i grzechem, gdyby np. kobieta, matka, opowiadała o swych przykrościach rodzinnych wszystkim sąsiadkom. Przez to bowiem obniża honor i sławę męża i dzieci.
c) Przed Ojcem niebieskim powinniśmy wyżalić się ze swych cierpień. Zbawiciel szukał pomocy i pociechy, - ale więcej u Ojca niebieskiego, niż u swych uczniów. To jest nasz wielki bład, że w smutku i strapieniu niemal zupełnie zapominamy o Bogu, a pociechy i podniesienia ducha szukamy jedynie u ludzi.
Takie uskarżenie się w podany wyżej sposób przed niektórymi dobrymi przyjaciółmi jest dozwolone i przynosi nawet pożytek. Czasami bywa to wprost konieczne, jak np. w wypadku cierpień duchowych, spowodowanych uciążliwymi pokusami.
W takim wypadku powiernikiem może być jeden z apostołów, tzn. ich następca. Jeśli wyjawienie przed człowiekiem zawstydzających pokus przychodzi komuś ciężko, niech przyglądnie się bezgranicznemu upokorzeniu Chrystusa, szukającego u swych uczniów pociechy i umocnienia.
Czyż Zbawiciel nie był podobny do owego wodza, który całymi latami rozniecał męstwo w swoich żołnierzach? A oto teraz, w obliczu nieprzyjacielskich szyków, wpada w taki śmiertelny strach, że zmuszony jest szukać pociechy u swoich podwładnych.
Nie mów, że nic ci nie pomoże, jeżeli to a to powiesz swojemu spowiednikowi. Być może, że spowiednik sam od siebie mało ci pomoże, podobnie jak Apostołowie Zbawicielowi. Ale gdy na wzór Zbawiciela upokorzysz się przed człowiekiem, a pomodlisz się przy tym żarliwie, - sam Bóg ci pomoże, chociażby nawet dla twego wzmocnienia i zachęty do walki musiał zesłać anioła z nieba.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 50-51)
a) Nasze wyżalanie się musi być godziwe. Nim Zbawiciel opuścił swoich uczniów przed udaniem się na modlitwę, powiedział do nich: "Smutna jest dusza moja aż do śmierci". Oto mamy przykład godziwego, umiarkowanego użalania się. Zawiera ono podanie rzeczywistego przedmiotu. Dotyczy on samego tylko Zbawiciela. A przecież miał Chrystus dosyć powód, aby ostrym słowem dotknąć tych, którzy gotowali się do wyrządzenia mu największej niesprawiedliwości, nawet do odebrania mu niewinnie życia.
A przeciwnie, żale ludzi to często nic innego, jak proste wybuchy gniewu, - nic innego, jak tylko oszczerstwa.
b) Nie możemy pierwszemu lepszemu powierzać strapień naszego serca. Chrystus żali się ze swych duchowych cierpień tylko przed trzema apostołami.
Czyńmy podobnie i my. Skoro chcemy wynurzyć swe stroskane serca, musimy zabierać się do tego z wielkim wyborem i ostrożnością. Dlatego byłoby niewłaściwym, a nawet i grzechem, gdyby np. kobieta, matka, opowiadała o swych przykrościach rodzinnych wszystkim sąsiadkom. Przez to bowiem obniża honor i sławę męża i dzieci.
c) Przed Ojcem niebieskim powinniśmy wyżalić się ze swych cierpień. Zbawiciel szukał pomocy i pociechy, - ale więcej u Ojca niebieskiego, niż u swych uczniów. To jest nasz wielki bład, że w smutku i strapieniu niemal zupełnie zapominamy o Bogu, a pociechy i podniesienia ducha szukamy jedynie u ludzi.
Takie uskarżenie się w podany wyżej sposób przed niektórymi dobrymi przyjaciółmi jest dozwolone i przynosi nawet pożytek. Czasami bywa to wprost konieczne, jak np. w wypadku cierpień duchowych, spowodowanych uciążliwymi pokusami.
W takim wypadku powiernikiem może być jeden z apostołów, tzn. ich następca. Jeśli wyjawienie przed człowiekiem zawstydzających pokus przychodzi komuś ciężko, niech przyglądnie się bezgranicznemu upokorzeniu Chrystusa, szukającego u swych uczniów pociechy i umocnienia.
Czyż Zbawiciel nie był podobny do owego wodza, który całymi latami rozniecał męstwo w swoich żołnierzach? A oto teraz, w obliczu nieprzyjacielskich szyków, wpada w taki śmiertelny strach, że zmuszony jest szukać pociechy u swoich podwładnych.
Nie mów, że nic ci nie pomoże, jeżeli to a to powiesz swojemu spowiednikowi. Być może, że spowiednik sam od siebie mało ci pomoże, podobnie jak Apostołowie Zbawicielowi. Ale gdy na wzór Zbawiciela upokorzysz się przed człowiekiem, a pomodlisz się przy tym żarliwie, - sam Bóg ci pomoże, chociażby nawet dla twego wzmocnienia i zachęty do walki musiał zesłać anioła z nieba.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 50-51)
niedziela, 22 lutego 2015
Przyczyny parokrotnego powrotu Chrystusa do swych apostołów (1)
Podwójna była przyczyna, skłaniająca Zbawiciela do przerywania modlitwy i nawiedzania swych uczniów.
1. Zbawiciel szuka pociechy w swoim smutku.
Doświadczenie wykazuje, że duchowa boleść niczym nie potęguje się więcej, jak zamknięciem jej w sobie. To zamknięcie wtrąciło już wielu w czarną melancholię i zwątpienie.
Znane jest również, że nic tak nie podnosi w cierpieniu, nic tak nie pociesza w smutku, jak zwierzenie się ze swych cierpień przed wiernym przyjacielem.
Szedł więc Chrystus do apostołów, aby otworzyć przed nimi swe strapione serce. Zrobił to nie tylko pod wpływem słabości dobrowolnie podjętej, lecz również i dla naszego pouczenia.
Wolno więc nam w strapieniach, w smutku i w duchowych wątpliwościach wyżalić się przed ludźmi, dla zaczerpnięcia pociechy i pokrzepienia
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 49-50)
1. Zbawiciel szuka pociechy w swoim smutku.
Doświadczenie wykazuje, że duchowa boleść niczym nie potęguje się więcej, jak zamknięciem jej w sobie. To zamknięcie wtrąciło już wielu w czarną melancholię i zwątpienie.
Znane jest również, że nic tak nie podnosi w cierpieniu, nic tak nie pociesza w smutku, jak zwierzenie się ze swych cierpień przed wiernym przyjacielem.
Szedł więc Chrystus do apostołów, aby otworzyć przed nimi swe strapione serce. Zrobił to nie tylko pod wpływem słabości dobrowolnie podjętej, lecz również i dla naszego pouczenia.
Wolno więc nam w strapieniach, w smutku i w duchowych wątpliwościach wyżalić się przed ludźmi, dla zaczerpnięcia pociechy i pokrzepienia
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 49-50)
sobota, 21 lutego 2015
Parokrotny powrót Chrystusa do swych Apostołów
Chrystus modlił się podczas swych cierpień, dobrowolnie na siebie przyjętych. Im boleśniejsze się one stawały, tym więcej usiłował zwalczyć w sobie trwogę. Ale też tym wytrwalsza stawała się jego modlitwa. Wszystko to uczynił dla naszej nauki.
Musimy walczyć i modlić się, aby opanować nasze nieujarzmione namiętności. Jednak w walce nie możemy jedynie od siebie samych spodziewać się zwycięstwa. Musimy przez modlitwę zwrócić się do Boga po pomoc. Sama łaska Boża nawet nie doprowadzi nas do celu. Musimy z łaską współpracować osobiście. Nasza walka i modlitwa musi być tym żarliwsza, im więcej biorą w nas górę namiętności.
Ewangeliści Mateusz (26, 40-44), Marek (14, 37-41), Łukasz (22, 45-46) opowiadają, że Chrystus przerywał kilka razy swoją modlitwę i udawał się do swych uczniów. Jest to rzeczywiście zastanawiające. Chrystus gotuje się przecież na śmierć. A więc wydawać by się mogło, że dla naszego przykładu nie powinien był się troszczyć już więcej o świat, ale zająć się jedynie sobą i Bogiem.
Rozważmy więc przyczyny kilkakrotnego powracania Chrystusa do uczniów, rozważmy również wypowiedziane do nich słowa.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 49)
Musimy walczyć i modlić się, aby opanować nasze nieujarzmione namiętności. Jednak w walce nie możemy jedynie od siebie samych spodziewać się zwycięstwa. Musimy przez modlitwę zwrócić się do Boga po pomoc. Sama łaska Boża nawet nie doprowadzi nas do celu. Musimy z łaską współpracować osobiście. Nasza walka i modlitwa musi być tym żarliwsza, im więcej biorą w nas górę namiętności.
Ewangeliści Mateusz (26, 40-44), Marek (14, 37-41), Łukasz (22, 45-46) opowiadają, że Chrystus przerywał kilka razy swoją modlitwę i udawał się do swych uczniów. Jest to rzeczywiście zastanawiające. Chrystus gotuje się przecież na śmierć. A więc wydawać by się mogło, że dla naszego przykładu nie powinien był się troszczyć już więcej o świat, ale zająć się jedynie sobą i Bogiem.
Rozważmy więc przyczyny kilkakrotnego powracania Chrystusa do uczniów, rozważmy również wypowiedziane do nich słowa.
(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 49)
czwartek, 19 lutego 2015
Owoce modlitwy Jezusa (4)
Modlitwa Chrystusa wzmacnia apostołów i męczenników.
Św. Leon mówi: "Te słowa głowy: Bądź wola Twoja - przyniosły zdrowie całemu światu. Te słowa dały zapał wszystkim wyznawcom i koronę wszystkim męczennikom. Bo któżby pokonał zwycięsko nienawiść świata, albo burze pokus lub okrutne męki prześladowców, - gdyby Chrystus nie przecierpiał w Ogrójcu tego wszystkiego i za wszystkich i gdyby nie wyrzekł w tym wszystkim i za wszystkich: Bądź wola Twoja?
***
Dlatego módlmy się we wszystkich naszych cierpieniach razem ze Zbawicielem: "Ojcze mój, jeśli może to być, niech odejdzie ode mnie ten kielich; wszelakoż nie jako ja chcę, ale jako Ty".
A przede wszystkim taką musi być nasza modlitwa kiedy, kiedy spoczniemy na łożu śmierci, i gdy opadnie nas śmiertelna trwoga i zwątpienie. Nie ześle nam Ojciec niebieski anioła z niebios w widzialnej postaci, ale sam Chrystus, Król aniołów i świętych, sam Syn Boży przyjdzie do nas pod osłoną chleba, aby wstąpić w nasze serca, pomóc nam pokonać śmiertelną trwogę i wzmocnić nas na chwilę konania. Chce nas szczęśliwie przeprowadzić z tej znikomej doczesności ku wiecznemu szczęściu. Amen
(Śladami Męki Pana, Modlitwa Chrystusa w Ogrójcu, s. 47-48)
Św. Leon mówi: "Te słowa głowy: Bądź wola Twoja - przyniosły zdrowie całemu światu. Te słowa dały zapał wszystkim wyznawcom i koronę wszystkim męczennikom. Bo któżby pokonał zwycięsko nienawiść świata, albo burze pokus lub okrutne męki prześladowców, - gdyby Chrystus nie przecierpiał w Ogrójcu tego wszystkiego i za wszystkich i gdyby nie wyrzekł w tym wszystkim i za wszystkich: Bądź wola Twoja?
***
Dlatego módlmy się we wszystkich naszych cierpieniach razem ze Zbawicielem: "Ojcze mój, jeśli może to być, niech odejdzie ode mnie ten kielich; wszelakoż nie jako ja chcę, ale jako Ty".
A przede wszystkim taką musi być nasza modlitwa kiedy, kiedy spoczniemy na łożu śmierci, i gdy opadnie nas śmiertelna trwoga i zwątpienie. Nie ześle nam Ojciec niebieski anioła z niebios w widzialnej postaci, ale sam Chrystus, Król aniołów i świętych, sam Syn Boży przyjdzie do nas pod osłoną chleba, aby wstąpić w nasze serca, pomóc nam pokonać śmiertelną trwogę i wzmocnić nas na chwilę konania. Chce nas szczęśliwie przeprowadzić z tej znikomej doczesności ku wiecznemu szczęściu. Amen
(Śladami Męki Pana, Modlitwa Chrystusa w Ogrójcu, s. 47-48)
niedziela, 15 lutego 2015
Owoce modlitwy Jezusa (3)
Trzy ważne nauki płynące stąd dla nas.
a) Również i nasza modlitwa nie będzie nigdy bezowocna, jeżeli będzie podobna do modlitwy Boskiego Zbawiciela. Albo spełni się to, o co prosimy, albo w miejsce tego otrzymamy inne, jeszcze większe łaski. Zamiast odjęcia kielicha, niech nam Bóg użycza siły do cierpliwego, a nawet radosnego znoszenia naszych cierpień. Czyż nie będziemy Mu za to przez całą wieczność dziękować?
b) Przyzwyczajajmy się następnie do spoglądania na kielich cierpienia, jaki musimy wychylić, z innej strony, w innym radośniejszym świetle. Zobaczmy i my wyciśnięty na nim znak woli Ojca Niebieskiego. Myślmy o tym, jak bardzo wzrośnie chwała Boża i nasza chwała w niebie przez cierpliwe znoszenie boleści, - a wnet umilkną wszelkie narzekania i szemrania.
c) Wreszcie Chrystus zdobył się na największe wysiłki, żeby spełnić wolę Ojca, i to w sprawie tak ciężkiej, krwawy na Nim wyciskającej pot. Wstydźmy się naszego lenistwa i gnuśności. Z najbłahszych często powodów odstępujemy od walki ze złem i przestępujemy przykazania Boże. A przecież naprawdę stawiony opór nie musiałby nas kosztować aż cenę własnej krwi.
(Śladami Męki Pana, Modlitwa Chrystusa w Ogrójcu, s. 46)
a) Również i nasza modlitwa nie będzie nigdy bezowocna, jeżeli będzie podobna do modlitwy Boskiego Zbawiciela. Albo spełni się to, o co prosimy, albo w miejsce tego otrzymamy inne, jeszcze większe łaski. Zamiast odjęcia kielicha, niech nam Bóg użycza siły do cierpliwego, a nawet radosnego znoszenia naszych cierpień. Czyż nie będziemy Mu za to przez całą wieczność dziękować?
b) Przyzwyczajajmy się następnie do spoglądania na kielich cierpienia, jaki musimy wychylić, z innej strony, w innym radośniejszym świetle. Zobaczmy i my wyciśnięty na nim znak woli Ojca Niebieskiego. Myślmy o tym, jak bardzo wzrośnie chwała Boża i nasza chwała w niebie przez cierpliwe znoszenie boleści, - a wnet umilkną wszelkie narzekania i szemrania.
c) Wreszcie Chrystus zdobył się na największe wysiłki, żeby spełnić wolę Ojca, i to w sprawie tak ciężkiej, krwawy na Nim wyciskającej pot. Wstydźmy się naszego lenistwa i gnuśności. Z najbłahszych często powodów odstępujemy od walki ze złem i przestępujemy przykazania Boże. A przecież naprawdę stawiony opór nie musiałby nas kosztować aż cenę własnej krwi.
(Śladami Męki Pana, Modlitwa Chrystusa w Ogrójcu, s. 46)
Subskrybuj:
Posty (Atom)