poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Piotr trzykrotnie zapiera się Mistrza

Przy pojmaniu Chrystusa jedenastu apostołów rzuciło się spiesznie do ucieczki.
Skoro Piotr ochłonął nieco z pierwszego wrażenia, poczuł się jakby zbudzony z głębokiego snu. Jego nadzieje na ziemskie królestwo Mesjasza i swoje w nim wybitne stanowisko zostały zupełnie zniweczone. W smutnym nastroju postępował z sala za pochodem. Chciał - jak zaznacza ewangelista - zobaczyć, co stanie się z jego ukochanym Mistrzem.

Roztropniej było bez wątpienia w ogóle nie iść. Im dalej znajdował się od pachołków, tym dalszy był również od upadku. Po drodze przyłączył się do niego inny uczeń Zbawiciela (Jan 18, 15-16) - najprawdopodobniej, według opinii przeważającej egzegetów, św. Jan.
Piotr i Jan zobaczyli, jak pochód ze Zbawicielem zniknął w wychodzącej na ulicę bramie podwórza pałacu Kajfaszowego. Piotr nie odważył się wejść. Lecz Jan poprosił odźwierną, a ta przyjaźnie go wpuściła.
Wzruszająca jest pokora, z jaką św. Jan opisuje to zdarzenie. Swoje wejście na dziedziniec, podczas gdy Piotr został na ulicy, przypisuje nie większej odwadze ani swojej miłości ku Chrystusowi, ani swojemu większemu pragnieniu bronienia Zbawiciela, ale jedynie większym niż Piotra znajomościom swoim w pałacu arcykapłańskim.
Znalazłszy się na dziedzińcu, odczuł Jan brak Piotra. Poszedł więc do bramy i szepnął służącej słowo polecenia. W ten sposób również i Piotr uzyskał wstęp.
Jan dotarł później do wnętrza domu i przysłuchiwał się rozprawie, a po pewnym czasie oddalił się, żeby prawdopodobnie powiadomić Najś. Pannę o wszczęciu procesu. Piotr pozostał natomiast na dziedzińcu. Przyłączył się do sług i żołnierzy, którzy z powodu zimna rozniecili sobie ognisko i gwarzyli o najświeższych wydarzeniach.
Piotr więc był na zewnątrz w stosunku do znajdujących się w pałacu. Ewangelia określa to wyrażeniem "przed domem". Ale był zarazem wewnątrz odnośnie do tych, którzy znajdowali się przed bramą wejściową na ulicy. Oto miejsce, gdzie Piotr trzykrotnie zaparł się Mistrza. Wedle opowiadania św. Jana, pierwsze zaparcie zdarzyło się w czasie, gdy Chrystus stał przed Annaszem, Następne dwa - gdy był przed Kajfaszem i na dziedzińcu (Mt. 26, 58; 69-75; Mk. 14, 54; 66-73; Łk. 22, 54-62; Jan 18, 15-18; 25-27).
Rozważmy przebieg zaparcia się, jego przyczyny oraz żal za nie.

(Śladami Męki Pana, Piotr trzykrotnie zapiera się Mistrza, s. 98-99)

niedziela, 14 kwietnia 2019

Niesprawiedliwe poniewieranie (2)

Cierpienia Chrystusa w więzieniu były wielkie.
Przede wszystkim wszelkiego rodzaju brutalnością ukarali słudzy i pachołcy Boskiego Zbawiciela, jako napiętnowanego bluźniercę. Jedni bili go pięściami po twarzy, inni drapali pazurami, inni znów targali go za włosy, aby się wypełniła przepowiednia Izajasza proroka: "Ciało moje dałem bijącym, a policzki moje szczypiącym" (Izaj. 50,6).
Następnie ukarano go pogardą. Nędzni i podli ludzie swe plugawe i obrzydliwe plwociny wypluwali na Jego Boską twarz, na jego najśw. usta.
Na to oblicze, któremu nierozumne bałwany morskie okazały swą cześć - przed którym schowało się nawet promieniste słońce, kiedy zawisł na krzyżu.
A z tych Boskich ust płynęły jedynie słowa błogosławieństwa i miłości.
Oplwanie bluźniercy przeciw Bogu było zwyczajem żydowskim. "Twarzy mojej - mówi Chrystus u Izajasza (50, 7) - nie odwróciłem od łających i plujących na mnie". Bluźnierca był uważany za trędowatego.
Ukarano go dalej urąganiem i drwinami. Obsypano go trywialnymi wyzwiskami; wygwizdano, przedrzeźniano szyderczymi minami.
Zniewagi doszły do szczytu, kiedy Zbawicielowi zasłonięto twarz. Uderzano go wtedy i bito, pytając przy tym: "Prorokuj nam, Chryste, kto cię uderzył?" Kto pierwszy? A kto trzeci? A kto ci teraz dał szturchańca pod bok? Kto cię opluł?
Chcąc opisać we właściwych słowach tę urągającą zabawę, jaką sobie urządzili ci ludzie z po trzykroć świętego Boga - trzeba by obrażać delikatne uczucia religijne. Nie można sobie wyobrazić większego i wstrętniejszego wydrwienia Boskiego majestatu - jego wszechmocy i wszechwiedzy.
Dobrze zaiste uczyniono, zakrywając uprzednio oblicze, z którego promieniowała świętość Ojca.
O strzeżmy się pilnie, żebyśmy przez grzechy nasze nie powtarzali tej ohydnej sceny, żebyśmy nie urągali z wszędzieobecnego Boga i wszystkowiedzącego Sędziego. Bo wpadniemy kiedyś w jego sprawiedliwe ręce.

***
Zasłonili żydzi oblicze Zbawiciela. Nie chcieli go więcej widzieć. I nie zobaczą go więcej. Jeszcze tylko raz ukaże im się w dzień sądu.
O mój Boski Zbawicielu! My nie chcemy zakrywać Twego oblicza. Nie! Chcemy je widzieć. A więc pokaż nam je. Nie odwracaj go od nas! Ukaż nam je w życiu, ukaż i przy śmierci!
Przez zasługi tych cierpień, zniesionych w domu Kajfasza od niesprawiedliwych sędziów i żądnych krwi pachołków, zaklinamy cię - przez te zasługi - o, bądź nam miłościw, bądź nam łaskaw!
O to cię prosimy szczególnie na ów czas, gdy kiedyś zjawimy się przed tronem twoim sędziowskim. O pozwól nam oglądać Twe oblicze! Oblicze Syna Bożego pozwól nam oglądać na wieki. Amen.

(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 96-97)

piątek, 12 kwietnia 2019

Niesprawiedliwe poniewieranie (1)

Współczucie z zasądzonym, to znamienny rys wszelkiego prawodawstwa. Skoro zasądzono przestępcę na śmierć, choćby nawet zbrodnia jego była bardzo wielka, w tej samej chwili, kiedy pada wyrok śmierci, przychodzi do głosu i współczucie. Bliska śmierć bywa w naszych oczach niejako wystarczającym zadośćuczynieniem za popełnione zbrodnie i przestępstwa. Uczuciowo pojednujemy się z nieszczęśliwcem
Myśli o jego strachu przed  śmiercią, o bólach przy straceniu, o przemocy w wykonaniu wyroku, wzbudza w każdym szlachetnym sercu litość głęboką i współczucie. Nawet niektórzy sędziowie po wyroku śmierci zapewniają biedną ofiarę o swym współczuciu, okazując skazanemu litość i oświadczają, że musieli postępować według surowości prawa, z pominięciem wyrozumiałości i łagodności.
Nawet u na wpół cywilizowanych ludów istnieje zwyczaj osładzania zasądzonemu ostatnich chwil życia. Dlatego spełnia się w miarę możliwości jego ostatnie życzenia. Za zwierzęcą dzikość i bezdenną podłość uważa się wszelkie poniewieranie, znieważanie, szyderstwa i kpiny względem zasądzonego.

Zaledwie Chrystus otrzymał wyrok śmierci, już z głośnym okrzykiem zadowolenia rzucili się na niego słudzy, a nawet - któżby to przypuszczał - sami sędziowie, uczeni w Piśmie, faryzeusze i kapłani. Wyładowali na Zbawicielu swą nienawiść, złość, zgorzkniałość, tajony gniew i wściekłość. Uderzano go pięściami, raczono szturchańcami, szarpano i targano za włosy. Urąganiom i pośmiewiskom nie było końca (Mk. 14, 65).

Tak to bywa! jeśli ludzie, tzw. wytworni, zerwą z wiarą i moralnością, stają się ordynarni, aniżeli pospolity gmin.

Członkowie Sądu porozumieli się co do rannego posiedzenia w pełnym składzie i jakie należy poczynić kroki, w celu uzyskania zatwierdzenia wyroku. Wreszcie prawdopodobnie gdzieś po drugiej w nocy udali się na zasłużony spoczynek.
Zbawiciela zostawiono na pastwę żołdactwa i służby sądowej. Wywleczono Jezusa z pałacu i przeprowadzono przez podwórze, obok Piotra, do małego więzienia, znajdującego się przy warowni. W tym więzieniu zamykano oskarżonych na noc i w czasie przerw procesowych.
Zbawiciel przybył do celi więziennej śmiertelnie znużony. Żołdacy i pachołcy prowadzili dalej dzieło, rozpoczęte w sali sądowej. Co wycierpiał niewinny Baranek Boży od tych hien i tygrysów, jest straszne i przerażające. Żaden ewangelista nie pokusił się tego opisać. "Jest to tak smutne i okropne - pisze św. Hieronim - że straszliwość ich zbrodni poznamy dopiero w dzień sądu".
"Owej nocy - mówi św. Chryzostom - otwarły się czeluści świata podziemnego. Lucyfer ze wszystkimi swoimi towarzyszami po zerwaniu łańcuchów i wyłamaniu rygli piekielnych rzucił się na Jeruzalem. Wpadł do wszystkich żydów i pogan. Zawładnął ich ciałami, aby przez nie obudzić tajoną nienawiść, zazdrość, gniew, zapalczywość, całą dzikość i to wszystko wylać na Chrystusa".

(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 94-96)