Przedwstępne śledztwo u Annasza nie dało żadnych wyników. Nie wyszło na jaw nic, co by mogło dać podstawę do wzniesienia skargi. Musiał więc Kajfasz bez niej rozpocząć proces. Gdy sędziowie zajęli miejsca, dano znak rozpoczęcia rozprawy sądowej. Według zwyczaju zdjęto Zbawicielowi więzy, na znak, że oskarżony z zupełną swobodą może się bronić.
Początek przesłuchania. Wszystko umilkło, czekając w napięciu na wzniesienie oskarżenia. Niestety! Żaden oskarżyciel nie otwarł ust. Jakby budząc się z głębokiego snu, sędziowie uświadomili sobie i spostrzegli swe kłopotliwe położenie, w jakim się znaleźli.
Nie chcieli i nie mogli skazać Jezusa Chrystusa bez wyraźnego oskarżenia i oskarżycieli. Pragnęli zachować pozory prawnego postępowania sądowego. Dlatego wezwał najwyższy kapłan obecnych do wniesienia skargi przeciw Chrystusowi. Znalazło się kilku z obecnych, którzy namówieni przez faryzeuszów wystąpili z podsuniętymi im w ostatniej chwili zarzutami przeciw Chrystusowi.
Ale ku niezadowoleniu najwyższego kapłana zbijali się tylko wzajemnie w oskarżeniach. Oto zawiodła faryzeuszów ich zwyczajna przebiegłość, że nie mogli zaprawić do uzgodnionych zaznań nawet kilku ludzi. Spełniły się w tej chwili słowa Psalmisty: "Powstali przeciw mnie fałszywi świadkowie i kłamała nieprawość sobie" (Ps. 26,12).
Na końcu wystąpili jeszcze dwaj fałszywi świadkowie, podobni do dwu kłamliwych synów Beliala, którzy na rozkaz nikczemnej Jezabel musieli powiedzieć: Błogosławił (= eufemistycznie: zbluźnił) Nabot Boga i króla" (3 Król. 21. 13). Istotnie straszna to rzecz pozwolić się użyć do świadczenia przeciw odwiecznej prawdzie.
Zeznania dwóch świadków. Świadectwo
jednego z nich brzmi tak: "Ten mówił: Mogę zburzyć świątynię Bożą, a po
trzech dniach znów ją odbudować" (Mt. 26, 61). Świadectwo natomiast
drugiego było następujące: "Iż my słyszeliśmy go mówiącego: Ja rozwalę
tę świątynię ręką uczynioną, a za trzy dni inną, nie ręką uczynioną,
zbuduję" (Mk. 14, 58).
a) Fałszywe
były te świadectwa. Przekręcały słowa Zbawiciela. Chrystus powiedział:
"Rozwalcie tę świątynię - to jest: jeżeli wy ją zburzycie, a nie: jeżeli
ja ją zburzę - a w trzech dniach ją postawię" (Jan 2,19).
A
więc nie przepisywał sobie siły i chęci zburzenia kościoła - lecz
odbudowania go. I oto w dodatku nie bezwzględnie, ale warunkowo: jeżeli wy go zburzycie.
Do tego nie mówił o kamiennej świątyni, lecz o świątyni swojego ciała (Jan 2, 21).
b) Niepotrzebne
były te świadectwa nawet i w tym wypadku, gdyby Chrystus mówił o
kamiennej świątyni. Nie dawały one żadnej podstawy do wydania wyroku
śmierci. Ten bowiem może zapaść jedynie w wypadku rzeczywistego i
zupełnie pewnego przestępstwa.
Słowa
Zbawiciela, nawet fałszywie pojęte, uprawniały co najwyżej do
przypuszczenia, że albo jest samochwałem i blagierem, albo głupcem - ale
nigdy zbrodniarzem. Tak potężnej budowy jak świątynia nie można
przecież łatwo, cicho, w jednej nocy rozwalić.
Gdyby ją
jednak Chrystus rozwalił, po trzech dniach znowu odbudował, nie byłoby w
tym wielkiej szkody. Lecz słowa Zbawiciela usiłowano przedstawić jako
wielką zbrodnię przeciw Bogu, Panu rzeczy poświęconych oraz przeciw
świątyni, ośrodkowi kultu religijnego.
Zakończenie przesłuchiwania świadków.
Pilnie baczono, żeby nie dopuścić do głosu świadków odwodowych,
mogących odciążyć oskarżenie, występujących zresztą przy każdym
procesie.
Gdyby
bowiem Chrystus zawezwał głodnych, których nakarmił - i chorych, jakich
uleczył - i umarłych, których wskrzesił, udaremniłby był szatański plan
tej zgrai.
Występowali sami tylko oskarżyciele. A w dodatku przeczyli sobie sami.
Wspaniałe
rzeczywiście zwycięstwo odwiecznej Prawdy. Podobne zwycięstwo odnosił
również Kościół katolicki w każdym nieomal stuleciu naszej ery.
Wszystko, co występowało przeciw niemu, pogardzało całym morzem
świadectw, potwierdzającym jego Boskość.
Ale prądy te i opinie zbijają tylko same siebie, i ośmielają się wzajemnie.
(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 88-89)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz