poniedziałek, 23 marca 2015

Cuda na dowód Jego Boskiej miłości (5)

Przerażeni tym, co zaszło, uciekli teraz apostołowie daleko. Nikt nawet nie ważył się ich tknąć. Lecz o mało nie skończyło się źle z jednym uczniem Zbawiciela, prawdopodobnie ze św. Markiem (Mk. 14,51). Nie znał i nie zastosował się do słów Zbawiciela: "Pozwólcie tym odejść". Uszedł pojmania tylko dzięki temu, że zostawił w rękach żołnierzy prześcieradło, które zarzucił na ramiona, zbudzony ze snu hałasem.

Widać stąd, jak niebezpieczne było położenie uczniów, jak wielkie ich przerażenie, jak zdecydowana wola wrogów Chrystusa, aby pochwycić również i uczniów. Ale tym trudniejsza do zrozumienia łatwość, z jaką przy pojmaniu Apostołowie uciekli.

Rozważając te wydarzenia spokojnie i bez uprzedzeń, musimy rozważyć, że apostołowie nie mieli nic innego do zrobienia w tych okolicznościach.

Odważnie chcieli natrzeć mieczem, - ale im tego zabroniono. Ze słów Zbawiciela: "Pozwólcie tym odejść" zrozumieli, że nie mogą teraz iść razem z Nim na pojmanie i śmierć, że powinni Go raczej zostawić - jak powiedział sam - mocom ciemności, ponieważ nie nadeszła ich godzina. Nie pozostało apostołom nic innego jak ucieczka. Było to również i z innej przyczyny najzrozumialsze i najgodniejsze polecenie. Nie mogli się narażać na niebezpieczeństwo zaparcia się Chrystusa, wskutek zetknięcia się z Jego wrogami.

Błąd ich tkwił tylko w tym, że zamiast odejść stamtąd, uciekli. Zdradzili przez to brak ufności w Zbawiciela. Dopuścił Chrystus tę słabość na apostołów, aby ich całkowicie upokorzyć i odebrać im zbytnie i zuchwałe zaufanie we własne siły. Może przypomnieli sobie podczas tej ucieczki, te błyskotliwe przyrzeczenia, czynione niedawno Mistrzowi. Szczególnie Piotrowi musiały dźwięczeć w uszach słowa: "Choćby się wszyscy zgorszyli z ciebie, ja nigdy się nie zgorszę" (Mt.26, 33). Jakżeż musieli się wstydzić!

Miejmy więc współczucie dla biednych apostołów. Zamiast rzucać na nich kamienie potępienia, wglądnijmy raczej we własne sumienia. Czyż my nie opuszczamy Jezusa z obawy przed ludźmi? Apostołom chodziło o życie; sądzili, że ono w niebezpieczeństwie. Lecz nam nie grozi ani więzienie, ani kajdany, ani śmierć. A oto mała nieraz drwina, drobny szyderczy uśmieszek, uszczypliwa jakaś uwaga ze strony niewierzącego jest przyczyną do opuszczenia Zbawiciela, do zaniedbania najświętszych obowiązków. Tak więc w małych rzeczach jesteśmy daleko mniej wierni niż apostołowie. Uderzmy się więc ze skruchą w piersi.

Słabość apostołów wyszła im ostatecznie na dobre.

Jest to dla nas pokrzepieniem. Ich ucieczka dodaje nam otuchy i pociechy. Skoro bowiem spotkamy ich znowu przy uroczystościach zesłania Ducha św. - jak po bohatersku wyruszają na podbój całego świata, nabieramy odwagi, że i my możemy jescze zostać świętymi, mimo naszej nędzy i tchórzostwa.

Prośmy zatem Zbawiciela, żeby przywiązał nas nierozerwalnie do siebie więzami swojej miłości. Obyśmy zostali Mu wierni aż do śmierci. Amen

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 75-77)

niedziela, 22 marca 2015

Cuda na dowód Jego Boskiej miłości (4)

Nadszedł wreszcie moment, gdy Chrystus pozwolił nałożyć sobie więzy. Chciał nas przekonać o swej miłości i wyzwolić nas z kajdan grzechu i piekła. Lecz przedtem jeszcze raz usiłuje odstraszyć arcykapłanów i starszyznę żydowską od ich zbrodni. Przekłada im z jednej strony niegodziwość ich postępowania - że nie uważali go wtedy za zbrodniarza, gdy przemawiał tak często w świątyni i okazywał się zawsze dobroczyńcą ludu. A z drugiej strony zapewnia, że nie byliby Go pojmali mieczów i pałek, gdyby to nie była ich godzina i moc ciemności. Trzy razy powołuje się na Pismo św., aby im zaznaczyć, że są tylko narzędziami w rękach Bożych, do wypełnienia przepowiedni i proroctw.

"Nie winniśmy wam - woła św. Leon (Serm. de pass. c.5) - żadnej, o żydzi, wdzięczności! Ani tobie, Judaszu! Prawda, wasza niezbożność posłużyła do naszego zbawienia. Prawda, przez was stało się to, co leżało w zamiarach Bożych. Ale to było wbrew waszej woli. Śmierć Chrystusa nas zbawia - was oskarża. Słusznie nie posiadacie tego, co wedle waszych pragnień powinni zginąć".

A teraz zabrano się do dzieła. Jak wilki rzucili się wrogowie Chrystusa na Baranka Bożego, jak rozbójnicy na swój łup. Straż razem z dowódcą i pachołkowie żydowscy pochwycili Jezusa i związali go. Robili to z wielkim zapałem, godnym lepszej sprawy.

Z pewnością mocno zacisnęli więzy i omotali je na wszystkie możliwe sposoby. Przecież im Judasz powiedział: "Prowadźcie ostrożnie". Słodsze i przyjemniejsze były niewątpliwe owe więzy, którymi związała Go kochająca matka, gdy jeszcze jako niemowlę spoczywał w kolebce. Chrystus w świętą opływał radość z powodu teraźniejszych więzów. Inaczej byłby je łatwiej zerwał niż Samson. On w ogóle lubi być więźniem. Dlatego w wieczór, poprzedzający Jego Mękę, ustanowił Sakrament Ołtarza, aby móc przebywać wśród nas jako więzień miłości aż do skończenia świata.

Szczęśliwy, po trzykroć szczęśliwi, którzy kiedykolwiek godni byli nosić na sobie więzy Chrystusa. Ileż to lśniących tytułów do chwały miał św. Paweł. Był Apostołem, był wzorem dla świata; był nauczycielem ludów. To były szczeble jego sławy: Sznury, kajdany i więzy. "Ja, Paweł, więzień Jezusa Chrystusa za was podan" (Ef. 3,1).

I dla nas powinno być chlubą i dumą, że jesteśmy związani więzami Jego prawa, więzami przykazań, więzami Jego Boskiej miłości.

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 74-75)

czwartek, 19 marca 2015

Cuda na dowód Jego Boskiej miłości (3)

Piotr nie popełnił ostatecznie żadnego grzechu ciężkiego. Zbyt dosłownie tylko pojął poprzedni nakaz Zbawiciela, aby kupić miecz (Łk. 22,36) - tzn. by uzbroić ducha w oręż ducha w oręż do walki. Dlatego to, co uczynił, uważał za konieczną obronę. Gorąca miłość ku Chrystusowi i obawa, że może go spotkać cierpienie, odebrały mu zdolność wszelkiej spokojnej rozwagi. Jakżeż mógłby inaczej popełnić taką nieroztropność, by samemu jednemu rzucić się na o wiele liczniejszych wrogów?

Prawdziwie chrześcijańskiej zemsty uczmy się od Zbawiciela: odpłacać dobrym za złe. Ale i od Piotra możemy się czegoś nauczyć. Zapewne nie wojowania mieczem. Gdyby każdemu grzeszącemu przeciwko Chrystusowi wolno było obciąć prawe ucho, zbyt wielu ludzi posiadałoby tylko lewe uszy. A więc ślepa lub przesadna gorliwość przynosi tylko szkodę. Również szkodliwa jest zbyt mała gorliwość albo zupełny jej brak o chwałę Chrystusa, o Jego Kościół, o zachowanie czystości wiary i obyczajów.

Pod tym względem należałoby życzyć Piotrowego usposobienia przede wszystkim władzy świeckiej, której Bóg włożył do ręki miecz. Nie byłoby wtedy tyle naśmiewania się i drwin z religii i wiary. Nie byłaby wtedy tak bezczelnie deptana chrześcijańska moralność. Nie istniałoby wtedy tak dużo zakazanych domów; nie dawano by tyle publicznych zgorszeń; usunięto by z wystaw bezwstydne obrazy; nie rozszerzano by wśród ludu książek o bezbożnej lub niemoralnej treści.

Nie trudno zrozumieć, co usłyszą w dzień sądu ostatecznego tacy przedstawiciele władzy, którzy nie tylko nic nie robią dla religii i moralności - ale bezkarnie pozwalają krzewić się na swych oczach wszelkiemu złu.

Również i niektórzy rodzice lub gospodarze domu powinni mieć więcej usposobienia Piotra. Ułożyłoby się życie rodzinne po chrześcijańsku i uratowałoby się wiele niewinności. I nam wszystkim przydałoby się także usposobienie Piotra. Nie chwytalibyśmy wtedy tak leniwie za broń w walce ze złem i nie poddawalibyśmy się zaraz przy pierwszej utarczce z pokusą.

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 73-74)

środa, 18 marca 2015

Cuda na dowód Jego Boskiej miłości (2)

2. Dla przekonania wrogów o swej niewinności zdziałał Chrystus drugi cud. Po ostatnich słowach Zbawiciela, pochwycili Go wrogowie w swe ręcę.

Jeden z nich się odznaczył. Szczególnie bezczelnie targał Zbawicielem. Był to Malchus, żołnierz najwyższego kapłana Kajfasza. Chciał on założyć pęta Zbawicielowi, aby zasłużyć na wyróżnienie swego chlebodawcy.

Apostołom było już tego za wiele. Wszyscy jednogłośnie zawołali: "Panie, czy mamy bić mieczem?"
Piotr zaś, nie czekając na odpowiedź, wyciągnął swój miecz i ciął nerwowym ruchem. Chybił.
Nie mierzył Piotr w ucho, ponieważ uderzając prawą ręką, a mając Malchusa naprzeciw siebie, musiałby trafić w lewe ucho, a nie w prawe. Piotr chciał Malchusowi głowę rozpłatać. Miecz ześliznął się po hełmie i obciął mu prawe ucho. Dlatego też zamierzył się powtórnie. Drugi uczeń zdradzał też wyraźnią chęć użycia swego miecza. Ale Jezus zawołął: "Zaniechajcie tymczasem!" Dotknął ucha Malchusowego i uzdrowił je.

Oto zemsta Chrystusa na swych wrogach. Następnie zwrócił się do Piotra, nakazał mu schować miecz do pochwy i napomniał go. Kto mieczem wojuje, oczywiście bez prawowitego nakazu, tez zasługuje na to, by i od miecza zginął. Świętym oburzeniem zapłonął na Piotra o to, że chciał go powstrzymać od wypełnienia Pisma św., i od wypicia ofiarowanego mu przez Ojca kielicha cierpień. Zresztą zbyteczna była nawet pomoc Piotra wobec tego, że na usługi Zbawiciela stanąć by mogło w każdej chwili ponad dwadzieścia legionów aniołów.

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 72-73)

sobota, 14 marca 2015

Cuda na dowód Jego Boskiej miłości (1)

Podwójny cud zdziałał Chrystus w tym celu. Jednym chciał przekonać o swej miłości, jaką ma do swych przyjaciół - drugich o swej miłości, jaką ma do swych wrogów,

1. Dobro swych uczniów leżało przede wszystkim na sercu Boskiemu Zbawicielowi. Słusznie obawiał się niebezpieczeństwa dla ich stałości w wierze na wypadek, gdyby ich pojmano - jak to bez wątpienia zamierzali wrogowie Chrystusa.

Dlatego rzekł Zbawiciel: "Jeśli tedy Mnie szukacie, dopuście tym odejść". Tymi słowami rozporządził Zbawiciel losem uczniów i sprawił, że zostawiono ich w spokoju. Nawet Piotra nie śmieli podchwycić, mimo że ten przez zranienie Malchusa, w najwyższym stopniu rozgniewał arcykapłanów i ich towarzyszy. Związane mieli ręce. Tak wypełniły się słowa Chrystusa: "Tych, których mi dałeś, strzegłem; i żaden z nich nie zginął, jeno syn zatracenia" (Jan 17,12).

Wprawdzie niezadługo popełnił Piotr wielki grzech. Nie było to skutkiem pojmania, ale jego własna wina.

"Pozwólcie tym odejść". Tak powinniśmy mówić w trudnościach i dolegliwościach - a nie usiłować zrzucić z siebie całego ciężaru, a zwalić go na cudze barki.

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 71-72)

piątek, 13 marca 2015

Cuda okazujące Jego moc (2) cd

W niespełna kilka stuleci później, czyż nie powtórzył się podobny widok? Oto tyrani zobaczyli, jak na arenie cyrkowej zgłodniałe - niby sępy - lwy i tygrysy kładły się potulnie u stóp męczenników, jak święci skazańcy przechodzili nietknięci przez ogniste piece jak strzały się ich nie imały. A jednak wciąż marzyli o dalszych mękach i torturach.

Skoro Bóg za grzechy ludzkie podobno powala na ziemię narody całe i karze je przez wojny, trzęsienia ziemi i zaraźliwe powietrze - a one, ledwo tylko Bóg cofnie karzącą rękę, powracają do swych starych, bezwzględnych występków - czyż nie jest to zupełnie ten sam widok?
Skoro Bóg uderza w grzeszników - a oni nie chcą przyjąć kary - czyż nie jest to naprawdę ta sama scena z góry Ogrójca?

"Kogo szukacie?" - pyta Jezus, "Jezusa Nazaretańskiego". "Jam jest". I runęli na ziemię.

Chrystus oskarżony, w stanie największej słabości i niemocy ujawnia taką siłę. A co dopiero uczyni jako sędzia? Jakiego duchowego załamania doświadczą ci arcykapłani i uczeni w dzień sądu, gdy Chrystus rzuci im ze swego tronu wśród obłoków, owo: "Jam jest".

Jak drżeć będą ci zaprzańcy, co się Bóstwa Chrystusowego zaparli?!  Jak czuć się będą wszyscy niedowiarkowie i grzesznicy? A jaka trwoga ogarnie - szczególnie tych, którzy ustawicznie tylko obmyśliwali prześladowania przeciw Chrystusowi i Kościołowi?

O pocieszmy się w obecnych strapieniach. Wystarczy tylko jedno słowo, jeden akt woli Chrystusa - a wrogowie Jego rozlecą się w proch.

Gdy Chrystus wyrzeknie owe słowa w dzień sądu ostatecznego - obyśmy powitali Go z radością i weselem, jako naszego Zbawcę i Odkupiciela - obyśmy z ufnością mogli spojrzeć w jego świętą twarz. Ale tylko w tym wypadku możemy mieć nadzieję, jeżeli teraz na pytanie Jego "Kogo szukacie", zgodnie z prawdą i z głębi serca zawołamy: "Jezusa Nazaretańskiego" - ale nie jako Chrystusa dla ukrzyżowania.

Przejdźmy teraz do cudów, jakie Chrystus zdziałał w Ogrójcu, na dowód swej Boskiej miłości.

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 70-71)

czwartek, 12 marca 2015

Cuda okazujące Jego moc (2)

2. Zbawiciel powala swych wrogów na ziemię. Wrogowie Jezusa padli na ziemię na wznak, a nie na oblicze, jak skruszeni grzesznicy. Ale kto pada w tył, łatwo może sobie rozbić głowę.

Chrystus przywrócił im z powrotem siły. Podnieśli się, przejęci wstydem, ogarnięci zdumieniem, gniewni.

Drugi raz zapytał ich Zbawiciel: "Kogo szukacie?" I znowu padła odpowiedź: "Jezusa Nazaretańskiego". A więc jeszcze Go nie poznali. Żeby już wreszcie przejrzeli i zobaczyli, że to On jest tym, który powalił ich co dopiero na ziemię, odrzekł im Zbawiciel: "Przecież wam już powiedziałem, żem Ja jest". Był to już wystarczający dowód, że dobrowolnie wstępuje na drogę krzyża. Dlatego po następnych słowach: "Jeżeli tedy Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść" - daje się pojmać.

Jednak nawet tak namacalne dowody Jego Boskiej mocy nie opamiętały tych zatwardziałych hultajów. Zaledwie stanęli na nogi, już prowadzą dalej swe zbrodnicze dzieło. Rzucają się na Chrystusa i ujmują Go.

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 70)

środa, 11 marca 2015

Cuda okazujące Jego moc (1)

Na dowód swej Boskiej mocy zdziałał Jezus przede wszystkim dwa cuda. Pierwszy polegał na tym, że wrogów wprawił w stan bezczynności; a drugi na tym, że powalił ich na ziemię.

1. Jezus wprawia swoich wrogów w stan bezczynności. Pocałunek Judasza miał być znakiem do napadu i ujęcia. Ale dlaczego do tego nie dochodzi? Dlaczego ociągają się? Co powstrzymuje tych sługusów, żądnych krwi Boga- Człowieka? Przemocy nie muszą się przecież obawiać. Z jednej strony Chrystus i apostołowie z dwoma zaledwie mieczami - z drugiej strony gromada żołnierzy, uzbrojona w miecze, pałki i włócznie. A jednak stoją jakby w ziemię wrośnięci, nie mogąc nawet kroku naprzód postąpić.

Czyżby rzeczywiście pomimo Judaszowego pocałunku, pomimo jasnej pełni księżyca, pomimo niedawnych objaśnień zakradła się w ich umysły jakaś wątpliwość co do tożsamości osoby, mającej być pojmaną?

Tak było istotnie. Wrogowie Jezusa, nie wyłączając samego Judasza, zostali rażeni przez Jezusa ślepotą. Nie poznali go, mimo iż stał przed nimi. Gdyby go byli poznali, nie odpowiedzieliby  byli na dwukrotne pytanie Zbawiciela: "Kogo szukacie" - "Jezusa Nazaretańskiego", ale po prostu, krótko: "Ciebie". Taką byliby dali odpowiedź czynem albo słowem.

Pomimo więc zamachu, tak przebiegle obmyślonego przez Judasza, pomimo jego zdrady, łatwo mógł by Zbawiciel uciec, gdyby był tylko chciał. Ale Chrystus wystąpił do nich z zapytaniem: "Kogo szukacie?" Odpowiedź brzmiała: "Jezusa Nazaretańskiego". A potem krótkie, dobitne, jędrne: "Jam jest". Jak gdyby piorun w nich trzasnął albo jak gdyby owiała ich trąba powietrzna. Cofnęli się w tył - a potem runęli na ziemię. Judasz również z nimi. "Głos Pański łamie cedry Libanu" (Ps. 28,5). Biedny Judaszu, jeżeli teraz nie postarasz się o jakąś pomoc, o silniejszą odsiecz, to przepadły twoje upragnione srebniki.

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 69-70)

wtorek, 10 marca 2015

Pojmanie Zbawiciela

Po zdradzie Judasza nastąpiło pojmanie Zbawiciela. Pismo św. tak opisuje nam to zdarzenie:
Jezus, który wiedział wszystko, wyszedł naprzeciw nich i zapytał:
- Kogo szukacie?
- Jezusa Nazaretańskiego - odpowiedzieli mu.
- Jam jest - rzekł Jezus.
Również i Judasz, jego zdrajca, stał z nimi. Skoro Jezus powiedział: "Jam jest" - cofnęli się w tył i upadli na ziemię.
- Kogo szukacie - zapytał ich powtórnie.
- Jezusa Nazaretańskiego - odpowiedzieli mu.
- Powiedziałem wam - Jezus im na to - żem ja jest. Jeżeli tedy mnie szukacie, pozwólcie tym odejść. Aby się wypełniły słowa, które był wyrzekł, że z tych, których mi dałeś, żadnegom nie utracił.
Lecz Szymon Piotr, mając miecz, dobył go i uderzywszy sługę najwyższego kapłana, uciął mu ucho prawe. Słudze zaś na imię było Malchus (Jan 18,4-10P.
Wtedy Jezus rzekł do niego:
-Schowaj swój miecz do pochwy, albowiem wszyscy, którzy miecz biorą, mieczem poginą. Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mego, a przysłałby mi zaraz więcej niż dwadzieścia hufców anielskich? Jakżeż tedy wypełnią się Pisma, że tak musi się stać?
A do tłuszczy rzekł owej godziny:
- Wyszliście jak na zbójcę z mieczami i kijami pojmać mnie. Siedziałem codziennie u was w kościele, a nie pojmaliście mnie. A wszystko się stało, aby się wypełniły Pisma proroków
Tedy uczniowie wszyscy, opuściwszy go, pouciekali (Mt. 26,52-56).
Tak brzmi opowiadanie ewangelii o pojmaniu Zbawiciela.
Rozważmy różne cuda, jakie Chrystus tu zdziałał dla okazania swej Boskiej mocy i swej Boskiej miłości. 

(Śladami Męki Pana, Pojmanie Zbawiciela, s. 68)

poniedziałek, 9 marca 2015

Właściwa przyczyna zdrady (2)

Dla naszej nauki wyciągnijmy z tego strasznego zdarzenia pewne wnioski.

Koniecznie należy zwalczać wszystkie namiętności, żadnej nie schlebiać. A już żadną miarą nie można pielęgnować i ochraniać wady głównej, która zapuszcza w duszy najgłębiej korzenie. Jedna jedyna namiętność, której nie chcesz zwalczyć, może przyprawić cię o zgubę.

Zawczasu, musimy zwalczać wszystkie namiętności. Mały ogień łatwo ugasić paroma wiadrami wody. Skoro jednak płomień objął całe domostwo, zniszczy je i strawi, a pomoc straży pożarnej będzie daremna.

Wszyscy muszą zwalczać namiętności, chociażby nawet był ktoś apostołem lub świętym. Judasza doprowadziła do zguby chciwość. O ileż łatwiej może doprowadzić do zguby zaspokajanie zmysłowych namiętności, które w najkrótszym czasie potrafią rozgorzeć w pożerający wszystko ogień.

Wystrzegajmy się następnie igrać z grzechami powszednimi. Nie popełniajmy ich po sto i tysiąckroć razy - ot tak sobie, z lekkim sercem i z uśmiechem na ustach. I grzech powszedni obraża Boga.

Wystrzegajmy się nieszczęsnej oziębłości. Św. Piotr był zawsze żarliwym apostołem - a jednak niedługo po judaszowej zdradzie upadł głęboko, w jednej nieostrożnej chwili. Poruszony łaską Bożą nawrócił się natychmiast. Judasz jednak nie, mimo, że Zbawiciel z takim hojnym marnotrawstwem wylewał swe łaski na niego. Przez liczne niewierności, przez lekceważenie sobie grzechów powszednich, popadł w nałogowe grzechy ciężkie.

Uczmy się od Zbawiciela wielkodusznie przebaczać wrogom i iść niestrudzenie za zagubioną owieczką, i ufać nawet wbrew nadziei. Miejmy niezachwianą ufność w miłość i miłosierdzie Chrystusa. O zaiste, czyż mógłby się jeszcze jakiś grzesznik bać?

Wróć ze skruchą do Chrystusa! A Zbawiciel, w którego ramionach widzisz teraz zdrajcę, powita cię jako swojego przyjaciela i złoży na twych ustach pocałunek pokoju. Amen

(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 66-67)

niedziela, 8 marca 2015

Właściwa przyczyna zdrady (1)

Jedna jedyna, nie opanowana namiętność - chciwość, doprowadziła Judasza do zguby i zrobiła z niego zdrajcę. Grzech, ze swym ostatecznym podłożem, szukaniem samego siebie, zaprowadził ucznia Jezusowego do obozu jego sprzysiężonych wrogów. Dwa te czynniki złożyły się na najstraszliwszą zbrodnię, jaką kiedykolwiek popełniono na ziemi, i której nikt już więcej nie popełni - na Bogobójstwo.

Tkwi w grzechu jakaś niesamowicie złowroga potęga. Przełamuje przeciwieństwa różnic społecznych i wrogich sobie partii. Skłania ona najwyższych kapłanów do konszachtów z prostym chłopem, który by kiedy indziej nie zasłużył sobie nawet na ich czcigodne spojrzenie, do stykania się z uczniem znienawidzonego Jezusa. Ta sama potęga skłania Judasza do samorzutnego ofiarowania się, do poddania się upokarzającemu targowi, do zobowiązania się do dostawienie im swego Pana i Mistrza. A wszystko to za nędzną kwotę trzydzieści srebrników, około 150 zł.

(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 65-66)

sobota, 7 marca 2015

Przeprowadzenie zdrady (4)

Ciężko jest być przyjacielem świata. To wymaga wielu bezsennych nocy, wielu wewnętrznych dolegliwości, wiele strachu i kłopotu. To kształtuje dużo ofiar w pieniądzach, na czci, na zdrowiu. To kosztuje wiele, bo nieśmiertelną duszę. Ale jeśli chcesz być przyjacielem Chrystusa, niech tylko jedna łza prawdziwego żalu zwilży twoje oczy, niech tylko jedno szczere westchnienie wyrwie się z serca- a to wystarczy Jezusowi. Raz tylko uderz się z pokorą w piersi, raz tylko niech usta twe szepczą z pokorą jedno słowo skruchy, powiedz tylko razem z Dawidem: "Zgrzeszyłem" (2 Król. 12,13), a w tym momencie usłyszysz: "Odpuszczają ci się grzechy" (Łk. 7,48).

Ale Judasz twardszy był niż skała, nie chciał się nawrócić. Nabrzmiałe miłością słowa Zbawiciela, które wedle zdania św. Chryzostoma zdobyłyby nawet tygrysa lub lamparta uśmierzyć, pobudziły tylko zdrajcę do zrzucenia maski i jawnego zerwania z Chrystusem.

Po wykonaniu znaku nie przyłączył się do apostołów, jak to początkowo zamierzał, celem zrzucenia z siebie podejrzeń o zbrodnię. Trawiony wewnętrzną wściekłością, że Chrystus podejrzał jego plany i knowania, że go napomniał - na oczach swego Mistrza przyłączył się do jego sprzysiężonych wrogów.

Czyż istnieje taki człowiek, który by z takiej wyżyny, tak nisko się stoczył, jak nieszczęśliwy Judasz?

Dlatego zbadajmy jeszcze właściwszą przyczynę, źródło tego smutnego upadku.

(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 65)


piątek, 6 marca 2015

Przeprowadzenie zdrady (3)

"Judaszu - odpowiada na to Zbawiciel - pocałunkiem wydajesz Syna człowieczego?" (Łk. 22,48).

Ile słów, tyle ciosów, aby raną nimi zadaną ratować duszę, pochwyconą w szpony namiętności. Oby każdy grzesznik chciał sobie głęboko wyryć w duszy te słowa Zbawcy.

Judaszu - mówi Zbawiciel. Ty mój apostole. Judaszu, któryś otrzymał charyzmatyczny dar czynienia cudów, któryś w imię moje leczył choroby. Judaszu, któryś był straszny szatanowi. "Bo gdyby mi był złorzeczył nieprzyjaciel, byłbym to przeniósł" (Ps. 54,13). Ale ty - mój przyjacielu i mój apostole?

Wydajesz, zdradzasz, Judaszu! czy ci nie wystarczy porównać moją miłość z brakiem twojej wzajemnej miłości?Łamiesz do tego jeszcze przysięgę wierności, którą mi złożyłeś. Wchodzisz w zmowy z najzaciętszymi moimi wrogami. Sprzedajesz im mnie za tak niską cenę - naprawdę szyderczą cenę.

Pocałunkiem zdradzasz mnie! Wydajesz Mnie w ręce mych wrogów, nadużyłeś przysługującego ci przywileju, by zbliżyć się do mnie swobodnie i z zaufaniem ze mną obcować. Jeżeli jesteś moim przyjacielem, to po co te miecze? Ale skoro jesteś moim wrogiem, to po co te pocałunki?

Syna człowieczego zdradzasz. Syna Bożego, który teraz chce umrzeć za ciebie. Jego znak ukaże się niezadługo na Kalwarii, a kiedyś i na niebie - w dzień sądu ostatecznego.

By jednak wlać balsam w rany, zadane mu tymi słowami, by na powrót rozbudzić w swym uczniu odwagę i zaufanie, nazywa go w końcu ze wzruszającą łagodnością i boską miłością swoim ... przyjacielem.

Przyjacielu, po coś przyszedł? Opamiętajże się, Judaszu, i porzuć swoją bezbożną odwagę. Patrz! Ramię Zbawiciela wyciągnięte, by cię przygarnąć do siebie. Ręce gotowe, aby cię znowu zaprowadzić na prostą drogę. Serce otwarte, aby zlać na ciebie skarby zmiłowania. Tylko powiedz Zbawicielowi, że chcesz być jego przyjacielem, a będziesz nim. Nie uważaj tego za zbyt trudne. Nie myśl, że to niemożliwe.

(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 64-65)

czwartek, 5 marca 2015

Przeprowadzenie zdrady (2)

Któż poczytałby nam ze złe, gdybyśmy w podobnym wypadku odepchnęli od siebie zdrajcę - gdyby okrzyk zdumienia i głębokiego oburzenia nie wyrwał się z naszych piersi - gdybyśmy wytknęli mu w ostrych słowach niewierność i przewrotność?

Boski Zbawiciel zezwala jednak nie tylko na pocałunek, ale mu go nawet odwzajemnia. Najświętsze, Boskie usta dotknęły tych ust, które chyba w samym nawet piekle musiały wzburzać obrzydzenie.

Doprawdy, zupełnie niepojęta tajemnica! Niepojęte uniżenie i upokorzenie. O Zbawicielu! Jezusie Chrystusie! Jakżeż mogłeś zgodzić się na coś podobnego? Kiedy pozwoliłeś Magdalenie na ucałowanie nóg, wtedy zgorszył się faryzeusz i rzekł do siebie w duszy: "Gdyby ten był prorokiem, to wiedział, by przecież, co za jedna, i jaka jest ta niewiasta" (Łk. 7,39). Czyż faryzeuszów i arcykapłanów widzących Judasza, u twych ust, nie zmuszasz do takiego samego sądu: "Gdyby ten był prorokiem, to wiedziałby przecież co za jeden, i jaki jest ten, który go dotyka, i że jest zdrajcą? A czy i sami apostołowie nie zwątpią w ciebie? Czyż nie mogą ci powiedzieć to, co Joab powiedział Dawidowi, smucącemu się ze śmierci swojego zdrajcy, syna Absalona: "Miłujesz tych, którzy cię nienawidzą, a nienawidzisz tych, którzy cię kochają" (2 Król. 19,6). Dla Piotra gotujesz krzyż. Dla Jana wrzący olej. Jakubowi przeznaczasz miecz. A Judaszowi Pozwalasz na pocałowanie ust?

A może się mylisz? Pewnie myślisz, że masz w ramionach Piotra, pragnącego iść z tobą nawet na śmierć, lub sądzisz, że to Andrzej, który opuścił dla ciebie wszystko. A może ci się zdaje, że to uczeń umiłowany, który spoczywał na twym sercu, teraz pijany miłością, chciałby się zbliżyć również i do twych ust?

(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 63-64)

środa, 4 marca 2015

Przeprowadzenie zdrady (1)

Na pewno nie zbliżyły się nigdy do siebie tak blisko szatańska złość i Boska dobroć. Niebo i piekło szły w zawody, aby się nawzajem prześcignąć, - każde w swoim kierunku. Mamy sposobność poznać bezdenną przepaść zła, na jakie zdobyć się może serce człowieka - i bezbrzeżne morze miłości, do jakiej posuwa się Serce Boże.

Skoro Judasz zobaczył Jezusa, odłączył się od grupy żołdactwa i jak gdyby udając, że nie należy do zgrai, zbliżył się do Zbawiciela. Zbliżyć się do Zbawiciela, a zbliżyć się śpiesznie, to na pewno najlepsza rzecz, jaką człowiek może zrobić. Wszelako pośpiech Judasza kryje w sobie coś nienaturalnego, coś podejrzanego. Nasuwa się podejrzenie, że otrzymać musiał jeszcze jedną, jakąś wielką łaskę os stojącego przed Nim Zbawiciela. Może zobaczył ten upadły apostoł okropną otchłań zguby, ku jakiej się szybko stacza. Zastanowiła go może ohyda własnego postępku. Wzdrygnął się na okamgnienie przed dokonaniem zbrodni. Aby jednak nie mieć więcej czasu na wahanie, aby spalić za sobą wszelkie mosty do zmiany usposobienia i stłumić w sobie raz na zawsze ten ciągle nie milknący głos sumienia - szybko przystąpił do Jezusa i wykonał zbrodniczy plan.

Widoczny tu grzech przeciwko Duchowi św. - zupełna zatwardziałość serca, która bywa zazwyczaj następstwem zaślepienia. Teraz już nie wzdryga się więcej nawet przed najbezczelniejszą nikczemnością.

Jak knujący skrytobójstwo Joab, który wiernego sługę królewskiego pozdrowił jakby brata, mówi Judasz do Jezusa: "Bądź pozdrowiony, Mistrzu!"

Pozdrawiać kogoś, to życzyć mu wszelkiego dobra. Ale to pozdrowienie było podstępem wilka, zbliżającego się do ofiary w owczej skórze - chytrością węża, kryjącego się wśród trawy - przebiegłością mordercy, noszącego na piersiach ukryty sztylet.

Słodki miód płynie z jego warg, ale gorzka żółć zalewa jego serce. Przyjacielski uśmiech igra na jego twarzy, ale burza nienawiści szaleje w jego duszy. Wzdycha zbawienie i życie, wzdycha śmierć i zgubę. A wszystko to pod maską uległego ucznia: "Mistrzu, bądź pozdrowion"!

Judaszu! Judaszu! Czy tego uczył się twój Zbawiciel?

Ten szatan wcielony w ludzką postać, objął następnie Zbawiciela swymi zdradliwymi ramionami i pocałował go. Pocałunek - znak pokoju, stał się hasłem wypowiedzenia wojny; znak przyjaźni - wezwaniem do ataku; pieszczota - sygnałem do uderzenia.

Tak obłudny i przebiegły jest również świat. "O! świecie - woła św. Augustyn - ty zdrajco przewrotny! Obiecujesz dobro - a dajesz zło. Przyrzekasz radość - a przynosisz smutek. Obiecujesz szczęście - a dajesz niedole. Zapewniasz o trwaniu - a przemijasz tak szybko. Przyrzekasz życie - a ofiarujesz śmierć".

 (Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 61-63)

wtorek, 3 marca 2015

Przygotowanie zdrady (3)

Dla odwrócenia od siebie wszelkich podejrzeń, wrócił Judasz od arcykapłanów do apostołów. We czwartek uczestniczył w wieczerzy, a nawet pozwolił Zbawicielowi umyć sobie nogi. Dopiero świadomość, że Zbawiciel przejrzał cały jego plam, skłoniła go do wykonania zbrodni. Postanowił dokonać zbrodni jeszcze tego samego wieczora.

Pchany przez szatana opuścił wieczernik na krótko przed ustanowieniem Najśw. Sakramentu. Pospieszył do arcykapłanów i przełożył im swój zamiar w tych słowach: "Teraz albo nigdy. Później trudno będzie znaleźć lepszą sposobność do pojmania Jezusa".

Wnet na rozkaz arcykapłanów zebrała się wielka gromada żołnierzy i pachołków, uzbrojona w miecze i pałki. Powiedział im Judasz: "Ten, którego pocałuję, on jest, chwytajcie go" (Mat. 26,47). Znak rozpoznawczy był konieczny, ponieważ wielu spośród gromady nie znało nawet z widzenia Jezusa. Zdrajca udzielił im rady: Prowadźcie go ostrożnie, aby nie uciekł" (Mt. 14,44).

Nocą, między jedenastą a dwunastą, wyruszyła rota z Judaszem na czele do Ogrodu Oliwnego.

Od stworzenia świata nie widziano jeszcze podobnej armii, podobnej do szatańskiej bandy. Nawet pogańskim zdobywcom nie przyszłaby do głowy myśl, żeby schwytać jakiegoś syna bogów i przykuć do swego triumfalnego rydwanu. Dokonał tego pierwszy Judasz.

Kilka chwil później stanęli naprzeciw siebie, oko w oko, Jezus i Judasz, narzędzie Boga i narzędzie szatana. Wyszedł Chrystus naprzeciw Judasza. Czyste sumienie dodaje otuchy i odwagi. Grzech przeciwnie, kryje się i ucieka. Zdecydowany atak na trudności i pokusy bywa często najlepszym środkiem do przełamania ich sił, do zwycięstwa nad nimi, do uzdolnienia się na bohaterski czyn.

(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 60-61)

poniedziałek, 2 marca 2015

Przygotowanie zdrady (2)

A tak było z Judaszem.

Judasz  już dawno zobojętniał dla Zbawiciela i jego sprawy. Ostygła jego pierwotna miłość do Chrystusa. Miejsce jej zajęła początkowo obojętność - a potem nawet odraza. Zgorzknienie spotęgowały jeszcze bardziej słowa Zbawiciela przy ustanowieniu Najśw. Sakramentu: "Czy ja nie dwunastu was obrałem? - A jeden z was jest diabeł" (Jan 6,70)

Przeczuwał Judasz, że Jezus przeniknął go na wskroś, a teraz go demaskuje. Zamiast jednak wejść w siebie i nawróć się, czuje się obrażony.

Nagana ze strony Zbawiciela, otrzymana w domu Szymona Trędowatego, zerwała - zdaje się - ostatnią nitkę pierwotnego przywiązania do Mistrza. Judasz zaczął sobie uświadamiać, że zawiodły jego rachuby na Zbawiciela. Bo jak u arcykapłanów i starszyzny władza i wpływ na lud - tak u Judasza mieszek był bożkiem, któremu poświęcić gotowi byli wszystko (Jan 12,6).

Poszedł wreszcie Judasz do arcykapłanów i zapytał krótko: "Co mi chcecie dać, a ja go wam wydam?" A oni naznaczyli mu trzydzieści srebrnych (Mt.26, 14-15).

O nieszczęsny Judaszu! Czy Zbawiciel własnością twoją, że nim tak szachrujesz? Czy to zwierzyna albo sprzęt domowy? A jeżeli już tak sądzisz, to czemu jako zapłaty nie żądasz przynajmniej jakiegoś królestwa? Dlaczegoż zadowalasz się ceną niewolnika?

"Olejek, którym Chrystus był namaszczony na mękę - mówi św. Ambroży (De Spir. S.1.1, c.18) - oszacowałeś na trzysta denarów. A mękę jego uważasz wynagrodzoną za trzydzieści srebników? "Ale - powiada tenże święty (Exp. Evang. sec. Luc. 1.6 c.31) - Chrystus chciał się dać oszacować za tak niską cenę, żeby go każdy mógł kupić i żeby nie zraził się nikt, nawet najbiedniejszy".

Gdzież jest twoje poczucie honoru? Gdzie twoja duma, że nie odwracasz się z oburzeniem od kapłanów, ofiarujących ci tak nędzną, katowską zapłatę, jak gdyby chcieli ci okazać pogardę?

Jest to przecież osobliwe. Piekło ofiaruje najniższą cenę, a słudzy szatana zadowalają się tym marnym żołdem. Czyż tak samo nie czynią niektórzy chrześcijanie? Czyż nie sprzedają Zbawiciela za jeszcze lichszą cenę - za chwilkę hańbiącej, nikłej rozkoszy?

 (Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 59-60)

niedziela, 1 marca 2015

Przygotowanie zdrady (1)

Było to we wtorek po uroczystym wjeździe do Jerozolimy. Zbawiciel wytknął po raz ostatni arcykapłanom i uczonym w Piśmie ich grzechy i ich nadużycia. Nauki swoje zakończył Jezus obrazem sądu ostatecznego nad miastem i nad światem oraz zapowiedzią wiecznego rozdziału pomiędzy dobrym a złym. Następnie w świętym oburzeniu opuścił pod wieczór świątynię.

Faryzeusze i uczeni byli poruszeni do żywego nowo wytoczonymi zarzutami i rozgoryczeni do najwyższego stopnia. Najznakomitsi z nich zebrali się w arcykapłańskim pałacu Kajfasza na naradę, w jaki sposób pochwycić skrycie Jezusa i zabić go. (Mt. 26,1-5)

Śmierć więc Jezusa została postanowiona. Chodziło teraz jedynie o sposób przeprowadzenia i wykonania wyroku.

Tylko kręte drogi wiodły do wykonania ich decyzji. Podstępem chcą Chrystusa dostać w swoje ręce, by go zabić.

Jedna jest jeszcze trudność - obawa przed rozruchami tłumu - obawa przez rozruchami ludu. Wpływ Jezusa na tłumy był potężny. Przed paru dniami zgotowano Mu przecież taki triumfalny pochód przez Jerozolimę. Samolubstwo jednak, które wroga pcha do chwycenia się ostatecznych środków, może i z przyjaciela uczynić niebezpiecznego wroga.

(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 59-60)

sobota, 28 lutego 2015

Zdrada Judasza

Gdy Chrystus mówił jeszcze do swych apostołów, przyszedł Judasz. A zarazem z nim nadciągnęła wielka gromada z kijami i mieczami, z latarniami i pochodniami. To wysłannicy arcykapłanów i starszyzny.

Po raz pierwszy występują tu arcykapłani, którzy w historii męki Zbawiciela tak doniosłą odegrali rolę. W prawdzie nie było równocześnie kilku najwyższych kapłanów, - jeden tylko sprawował służbę. Ale było wielu najwyższych kapłanów poza służbą, którzy po złożeniu urzędu zatrzymali sobie ten zaszczytny tytuł.

Od czasów opanowania Palestyny przez Rzymian, namiestnicy, których chciwość przekraczała wszelkie możliwe granice, zrobili sobie źródło dochodów pieniężnych z obsadzenia urzędu najwyższego kapłana. Z samego arcykapłana usiłowali w swej przebiegłej polityce pogańskiej uczynić swoje powolne narzędzie, do utwierdzania rzymskiej potęgi państwowej. Z tych powodów zmieniali bardzo często przedstawicieli tego urzędu, już to ze względów politycznych, już też celem uzyskania sposobności odsprzedania urzędu więcej dającemu.

Ustał stary zwyczaj, że najwyższy kapłan pozostawał na swym urzędzie dożywotnio. Również tytuł "najwyższy kapłan" nosili kapłani pochodzący bezpośrednio z pokolenia Aaronowego, oraz przełożeni różnych grup, na jakie dzieliło się kapłaństwo żydowskie.

O Kajfaszu Pismo św. mówi jedynie, że był w tym roku najwyższym kapłanem.

Wysłani przez arcykapłanów żołnierze mieli za zadanie pojmać Jezusa Chrystusa. Ale twórca i reżyserem całej tej sceny był apostoł Judasz, znany z przydomku Iszkariot.

Rozważmy teraz zdradę Judasza - w jej historyczny przygotowaniu, w jej ostatecznym przeprowadzeniu i w jej wewnętrznych przyczynach. (Mt. 25,47-50; Mk. 14,43-45; Łk. 22,47-48; Jan 18,2-4).  

(Śladami Męki Pana, Zdrada Judasza, s. 58)

piątek, 27 lutego 2015

Słowa Zbawiciela do uczniów (2)

2. Słowa napomnienia nastąpiły po naganie: "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie" (Mt. 26,38; Mk. 14,34; Łk. 22,40). W dosłownym tłumaczeniu byłoby: "... abyście dobrowolnie nie weszli w pokusę", - abyście nie zaplątali się w niej, jak ptaki w sidłach.
Nie tu jest miejsce na wykazywanie wewnętrznych powodów skłaniających do czujności i modlitwy. Zwracam tylko na to uwagę, że przytoczone słowa Zbawiciela są ostatnim napomnieniem Chrystusa, skierowanym do uczniów. Możemy więc być słusznie przekonani, że tymi ostatnimi pożegnalnymi słowami objął Chrystus najlepsze i najpożyteczniejsze zlecenie, jakie mógł dać apostołom dla ich wiecznego zbawienia. Muszą one zawierać istotę tego, co apostołowie mieli czynić, aby uniknąć grzechu i ratować dusze.
Zrozumieli swojego Mistrza i poszli za Jego wskazówką. Ostatecznie nie dlatego zostali świętymi i są w niebie, że nauką swoją zdumieli cały świat - nie dlatego, że działali cuda i znaki, - ale dlatego, że przez całe swoje życie czuwali i modlili się.

***
Apostołowie, którym Chrystus na pożegnanie zalecił usilnie czujność i modlitwę, byli tu ludzie prości i niewykształceni. Trzy lata spędzili bezpośrednio w otoczeniu swego Mistrza, z dala od świata i jego niebezpiecznych sposobności do złego. Dlatego pałali miłością do Zbawiciela. A jakżeż my, bez czujności i modlitwy będziemy mogli wejść do królestwa niebieskiego, skoro w miłości ku Chrystusowi jesteśmy tak obojętni i zimni?

Jeżeli spuścimy się na własne siły, wnet upadniemy. Dlatego musimy się modlić. Zapewne - codzienna Komunia św. i Msza św. dużo daje łask. Ale to nie zwalnia nas od obowiązku modlenia się w ciągu dnia. Apostołowie musieli się modlić według polecenia Chrystusa, mimo że Jezus modlił się za nich do Ojca, mimo że uczestniczyli w pierwszej Mszy św, celebrowanej przez samego Mistrza, mimo że z rąk Pana przyjęli pierwszą Komunię św., mimo że zostali na kapłanów wyświęceni.

Nie wiemy, co przyniesie nam najbliższa przyszłość. Dlatego musimy być zawsze gotowi, musimy się modlić nieustannie. Niechżeż utrzymuje nas w ciągłej gotowości Chrystusowy nakaz modlitwy, niech nas wzmacniają w ciągu dnia akty strzeliste dobrej intencji i częste nawiedziny Najśw. Sakramentu.

Wyryjmy głęboko w sercach naszych to ostanie napomnienia Chrystusa i do niego zastosujemy nasze życie. Wtedy i my otrzymamy ten cenny dar łaski - koronę wiecznej chwały, a zarazem nagrodę za walkę. Amen

(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 56-57)

czwartek, 26 lutego 2015

Słowa Zbawiciela do uczniów (1)

Wielkim smutkiem przyjął Zbawiciela widok śpiących uczniów. To skłoniło go do odstąpienia od zamiaru zwierzenia im się ze swych cierpień. Dlatego skierował do nich słowa nagany i słowa napomnienia.

1. Nagana po zestawieniu słów ewangelistów Mateusza i Marka brzmiała następująco: "Szymonie, ty śpisz? Tak to nie mogliście jednej godziny czuwać ze Mną? Ta nagana posiada wiele cech, godnych naszej uwagi.

a) Przede wszystkim była słuszna. Nim Chrystus wyszedł do Ogrójca, powiedział apostołom w dobitnych słowach, że grozi im niebezpieczeństwo odsunięcia się od Niego i zaparcia się wiary. Dlatego dał trzem apostołom dobitny nakaz modlitwy i czujności podczas Jego nieobecności. Modlitwą i czujnością mieli zwyciężyć groźne pokusy. Apostołowie nie wypełnili jednak ani jednego, ani drugiego. Usnęli. Uznali jednak, że zasłużyli naganę: "A nie wiedzieli - mówi Pismo św. - co Mu odpowiedzieć" (Mk. 14,40).

Cóż by zresztą mogli mieć na swoje usprawiedliwienie? Przy połowie ryb mogli pracować całą noc: "Nauczycielu, przez całą noc pracując, niceśmy nie ułowili: (Łk. 5,5). Teraz nie było jeszcze późnej godziny. Mieli siły po spożytej wieczerzy. A jednak zasnęli.

Gdy łodzi groziło zatonięcie, a nad ich życiem zawisło niebezpieczeństwo, umieli prosić: "Panie zachowaj nas, giniemy" (Mt. 8,25). A teraz skoro ich duszom grozi niebezpieczeństwo, nie chwytają się modlitwy.

Jednak nie możemy zbytnio potępiać apostołów. Przecież niektórzy chrześcijanie bardziej karygodnie postępują. Całe noce poświęcają nie tylko swym pracom lub interesom, ale nawet moralnie niebezpiecznym rozrywkom, uciechom, zadowoleniu swych zmysłowych chuci, a nawet temu wszystkiemu, co może ich wtrącić do piekła. Przy pacierzu wieczornym, na kazaniu - o! wtedy śpią. Tak, śpią nawet w niedzielę w domu, w tym czasie, kiedy powinni Mszy św. słuchać. Gdy trzeba pocierpieć lub gdy grozi niebezpieczeństwo jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, wtedy podnosi się rękę przeciwko niebu. Ale podczas pokus zaniedbuje się modlitwę, właśnie wtedy, kiedy jest ona najpotrzebniejsza.

Nagana Zbawiciela była bardzo słuszna. Największą karę otrzymuje zwykle ten, kto najwięcej zawinił. A tym był bez wątpienia Piotr. Przeznaczony na zwierzchnika reszty apostołów, najwięcej Zbawicielowi przyrzekał. Dlatego to, co Chrystus powiedział ogólnie do wszystkich apostołów, odnosiło się szczególnie do Piotra: "Szymonie, ty śpisz?"
Bardzo przykro musiał apostoł odczuć to pytanie. Jakim rumieńcem wstydu musiało się okryć jego oblicze. Kiedyś zmienił był Chrystus jego imię Szymon na Piotr, gdy go ustanowił stróżem grona apostolskiego. Teraz ten sam Zbawiciel używa jego pierwotnego imienia. Wyczuwamy tutaj surowy wyrzut: Skoro nie czuwasz nad sobą, nad swoimi braćmi, nie jesteś godzien imienia Piotra.

A więc biada duchowej i świeckiej władzy - biada państwom a zawłaszcza rodzicom, którzy przez brak czujności i żarliwej modlitwy stają się przyczyną mnóstwa grzechów swoich dzieci albo swych podwładnych.

b) Nagana Zbawiciela była łagodna. W tych niewielu i z powagą wyrzeczonych słowach brak jest zupełnie nawet śladu gniewu lub wzburzenia. Przeciwnie, uznaje Chrystus dobrą wolę Apostołów: "Duch wprawdzie ochotny, ale ciało mdłe". Wiedział, że zgrzeszyli ze słabości, a nie ze złej woli, czy z grzesznego niedbalstwa. Od smutku - jak się wyraża ewangelista - posnęli. Dlatego przeciw zatwardziałym faryzeuszom użył innych słów i innego tonu. A na przekupniów w świątyni ukręcił nawet gruby bicz.

c) Z roztropnym umiarkowaniem zganił Chrystus apostołów. Gdy przyszedł do nich po raz drugi i zastał ich śpiących, wstrzymał się od wszelkiej nagany. Właściwie zasłużyli sobie apostołowie na jeszcze ostrzejsze skarcenie. Zbawiciel jednak spostrzegł, że w tej chwili nie byli usposobieni do owocnego przyjęcia nagany.

***
Jak mamy innych karać i ganić pokazuje nam przykład Zbawiciela. Przede wszystkim musimy karać sprawiedliwie i łagodnie. Zwłaszcza jeżeli błądzący nie są pozbawieni dobrej woli.

Jest to wielka nieroztropność ze strony rodziców, jeżeli za małe błędy prawią z natury dobrym dzieciom długie kazania. Zgubne natomiast i grzeszne jest obrzucanie ich pianą drwin i szyderstw/

Nie karzmy również nigdy, jeżeli obawiamy się, że błądzący nie przyjmie w dobrym duchu kary, że nie jest usposobiony do owocnego jej przyjęcia. Raczej odłożyć naganę na inny czas, by zamiast pożytku nie przyniosła szkody.

A na wzór apostołów milczmy znowu, jeżeli nas przełożeni ganią. Nie okłamujmy samych siebie, - przyznajmy się w duchu do swych błędów i odrzućmy wszelkie śmieszne usprawiedliwienia.

(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 53-56)

środa, 25 lutego 2015

Przyczyny parokrotnego powrotu Chrystusa do swych apostołów (2) cd

Przełożonym a szczególnie rodzicom daje tu Zbawiciel trzy doniosłe nauki:
a) Nic nie zwalnia chrześcijańskich rodziców od obowiązku dozoru i czujności, aby ich dzieci nie poniosły uszczerbku na swych nieśmiertelnych duszach. Ani smutek, ani troski, ani krzyż lub cierpienie, ani nawet śmierć, a tym mniej praca, zajęcia, znużenie czy senność.

Rodzice chrześcijańscy, pomyślcie o tym! Gdy wyczerpani całodzienną pracą, chcecie udać się na spoczynek, wtedy wasze dzieci, nawet i dorosłe, potrzebują jeszcze waszej opieki, waszego czujnego oka.

b) Niewdzięczność, nieposłuszeństwo i obojętność dzieci również nie uwalnia, rodziców od obowiązku czujności nad nimi. Dlatego rodzice nigdy nie mogą powiedzieć: Dzieci nie słuchają naszych rozkazów, nie wypełniają naszych poleceń, - niech nawet opuszczą nasz dom i niech robią, co chcą. Prawda, że rodzice zawsze mają prawo wyrzucić z domu dorosłe dzieci za ich ciągłe nieposłuszeństwo albo gorszące prowadzenie się. Ale jak długo te dzieci są przy was, zawsze macie obowiązek czuwania nad ich obyczajowością i zacnością oraz nad wypełnieniem ich religijnych obowiązków.

c) Rodzice mają się uczyć od Zbawiciela, w jaki sposób łączyć modlitwę z czujnością. Mało jest troszczyć się o swoje dzieci, trzeba się jeszcze za nie modlić, jak również za siebie. Tak więc czujność nad dziećmi musi się łączyć harmonijnie z modlitwą; ani jednego z nich nie można zaniedbać. Chrystus pokazuje wam, jak macie i możecie jedno z drugim pogodzić.

A teraz przysłuchajmy się słowom wyrzeczonym przez Chrystusa do swych uczniów.

(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 53-55)

wtorek, 24 lutego 2015

Przyczyny parokrotnego powrotu Chrystusa do swych apostołów (2)

2. Z miłości ku uczniom swoim przerwał Zbawiciel swą modlitwę. Była to - o ile można się tak wyrazić - obawa, że może ich spotkać jakie cierpienie. Było to pragnienie dowiedzenia się, co z nimi słychać, jak im się powodzi. Wiemy dobrze, że Jezus przez całe trzy lata troszczył się pilnie o swych uczniów. Strzegł ich i ochraniał, jak kokosz swoje pisklęta, jak kochająca matka swoje jedyne dziecię.

Dwie okoliczności ukazują nam w jasnym świetle miłość jego serca do swych uczniów.
a) Kiedy wśród śmiertelnych zmagań leżał Chrystus na ziemi, myślał o swych uczniach. Troszczył się o nich, chociaż sam był w wielkim opuszczeniu. My, pogrążeni w podobnym cierpieniu, myślelibyśmy jedynie o sobie, pozbylibyśmy się wszelkiej troski o innych. Często w chorobie, czy w przeciwnościach życia, stajemy się obojętni i nieczuli na powodzenie czy niedolę naszych najlepszych przyjaciół.

b) Niegodni byli jego miłości przez swe zachowanie się, a jednak Chrystus myślał o swych uczniach. W przeciągu trzech lat tyle dla nich zdziałał, a oni odwzajemniali mu się niewdzięcznością. Dodają to tego jeszcze jedną niewdzięczność; gdy ich Boski Mistrz walczy ze śmiercią, pogrążony w bezgranicznym smutku, oni obojętni i zimni myślą tylko o spoczynku.

Jakże smutne przeciwieństwo stanowią ci śpiący przyjaciele Jezusa w stosunku do jego wrogów, czuwających teraz! Czuwa Judasz, aby Go zdradzić. Czuwa Kajfasz i arcykapłani, aby Go na śmierć zasądzić. Czuwają i żołnierze, aby Go związać, ubiczować i do krzyża przybić. A uczniowie Jego śpią. Musiało to z pewnością głęboko zasmucić Serce Zbawiciela.

Co wówczas spotkało Zbawiciela, to po dziś dzień, a szczególnie w ostatniej dobie spotyka oblubienicę Jego - Kościół katolicki. I ona bywa śmiertelnie smutna i udręczona. W każdej chwili zagraża jej śmiertelny cios od roty, uzbrojonej od stóp do głów. A potężne rządy, uważające się za sprawiedliwe, szczycące się nawet chrześcijańskim imieniem, patrzą na to obojętnie. Otulają się do snu bezlitosnym a obłudnym płaszczem neutralności i nieinterwencji. Szatańscy wojownicy uprawiają gorączkową, nieustanną działalność, aby chrześcijaństwo zniszczyć, usunąć je z oblicza ziemi. A tysiące katolików nie chce nawet palcem ruszyć dla dobrej sprawy, dla Kościoła św. *)

*) Autor ma tutaj na myśli obóz hitlerowski, o którym nie może jednak ze względów ewentualnych wyrażać się jaśniej.


(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 51-52)

poniedziałek, 23 lutego 2015

Przyczyny parokrotnego powrotu Chrystusa do swych apostołów (1) cd

Na trzy rzeczy musimy uważać przy szukaniu u innych pociechy:
a) Nasze wyżalanie się musi być godziwe. Nim Zbawiciel opuścił swoich uczniów przed udaniem się na modlitwę, powiedział do nich: "Smutna jest dusza moja aż do śmierci". Oto mamy przykład godziwego, umiarkowanego użalania się. Zawiera ono podanie rzeczywistego przedmiotu. Dotyczy on samego tylko Zbawiciela. A przecież miał Chrystus dosyć powód, aby ostrym słowem dotknąć tych, którzy gotowali się do wyrządzenia mu największej niesprawiedliwości, nawet do odebrania mu niewinnie życia.
A przeciwnie, żale ludzi to często nic innego, jak proste wybuchy gniewu, - nic innego, jak tylko oszczerstwa.

b) Nie możemy pierwszemu lepszemu powierzać strapień naszego serca. Chrystus żali się ze swych duchowych cierpień tylko przed trzema apostołami.
Czyńmy podobnie i my. Skoro chcemy wynurzyć swe stroskane serca, musimy zabierać się do tego z wielkim wyborem i ostrożnością. Dlatego byłoby niewłaściwym, a nawet i grzechem, gdyby np. kobieta, matka, opowiadała o swych przykrościach rodzinnych wszystkim sąsiadkom. Przez to bowiem obniża honor i sławę męża i dzieci.

c) Przed Ojcem niebieskim powinniśmy wyżalić się ze swych cierpień. Zbawiciel szukał pomocy i pociechy, - ale więcej u Ojca niebieskiego, niż u swych uczniów. To jest nasz wielki bład, że w smutku i strapieniu niemal zupełnie zapominamy o Bogu, a pociechy i podniesienia ducha szukamy jedynie u ludzi.

Takie uskarżenie się w podany wyżej sposób przed niektórymi dobrymi przyjaciółmi jest dozwolone i przynosi nawet pożytek. Czasami bywa to wprost konieczne, jak np. w wypadku cierpień duchowych, spowodowanych uciążliwymi pokusami.

W takim wypadku powiernikiem może być jeden z apostołów, tzn. ich następca. Jeśli wyjawienie przed człowiekiem zawstydzających pokus przychodzi komuś ciężko, niech przyglądnie się bezgranicznemu upokorzeniu Chrystusa, szukającego u swych uczniów pociechy i umocnienia.

Czyż Zbawiciel nie był podobny do owego wodza, który całymi latami rozniecał męstwo w swoich żołnierzach? A oto teraz, w obliczu nieprzyjacielskich szyków, wpada w taki śmiertelny strach, że zmuszony jest szukać pociechy u swoich podwładnych.

Nie mów, że nic ci nie pomoże, jeżeli to a to powiesz swojemu spowiednikowi. Być może, że spowiednik sam od siebie mało ci pomoże, podobnie jak Apostołowie Zbawicielowi. Ale gdy na wzór Zbawiciela upokorzysz się przed człowiekiem, a pomodlisz się przy tym żarliwie, - sam Bóg ci pomoże, chociażby nawet dla twego wzmocnienia i zachęty do walki musiał zesłać anioła z nieba.

(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 50-51)

niedziela, 22 lutego 2015

Przyczyny parokrotnego powrotu Chrystusa do swych apostołów (1)

Podwójna była przyczyna, skłaniająca Zbawiciela do przerywania modlitwy i nawiedzania swych uczniów.

1. Zbawiciel szuka pociechy w swoim smutku. 
Doświadczenie wykazuje, że duchowa boleść niczym nie potęguje się więcej, jak zamknięciem jej w sobie. To zamknięcie wtrąciło już wielu w czarną melancholię i zwątpienie.

Znane jest również, że nic tak nie podnosi w cierpieniu, nic tak nie pociesza w smutku, jak zwierzenie się ze swych cierpień przed wiernym przyjacielem.

Szedł więc Chrystus do apostołów, aby otworzyć przed nimi swe strapione serce. Zrobił to nie tylko pod wpływem słabości dobrowolnie podjętej, lecz również i dla naszego pouczenia.
Wolno więc nam w strapieniach, w smutku i w duchowych wątpliwościach wyżalić się przed ludźmi, dla zaczerpnięcia pociechy i pokrzepienia

(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 49-50)

sobota, 21 lutego 2015

Parokrotny powrót Chrystusa do swych Apostołów

Chrystus modlił się podczas swych cierpień, dobrowolnie na siebie przyjętych. Im boleśniejsze się one stawały, tym więcej usiłował zwalczyć w sobie trwogę. Ale też tym wytrwalsza stawała się jego modlitwa. Wszystko to uczynił dla naszej nauki.

Musimy walczyć i modlić się, aby opanować nasze nieujarzmione namiętności. Jednak w walce nie możemy jedynie od siebie samych spodziewać się zwycięstwa. Musimy przez modlitwę zwrócić się do Boga po pomoc. Sama łaska Boża nawet nie doprowadzi nas do celu. Musimy z łaską współpracować osobiście. Nasza walka i modlitwa musi być tym żarliwsza, im więcej biorą w nas górę namiętności.

Ewangeliści Mateusz (26, 40-44), Marek (14, 37-41), Łukasz (22, 45-46) opowiadają, że Chrystus przerywał kilka razy swoją modlitwę i udawał się do swych uczniów. Jest to rzeczywiście zastanawiające. Chrystus gotuje się przecież na śmierć. A więc wydawać by się mogło, że dla naszego przykładu nie powinien był się troszczyć już więcej o świat, ale zająć się jedynie sobą i Bogiem.

Rozważmy więc przyczyny kilkakrotnego powracania Chrystusa do uczniów, rozważmy również wypowiedziane do nich słowa.

(Śladami Męki Pana, Parokrotny powrót Chrystusa do swych uczniów, s. 49)

czwartek, 19 lutego 2015

Owoce modlitwy Jezusa (4)

Modlitwa Chrystusa wzmacnia apostołów i męczenników. 
Św. Leon mówi: "Te słowa głowy: Bądź wola Twoja - przyniosły zdrowie całemu światu. Te słowa dały zapał wszystkim wyznawcom i koronę wszystkim męczennikom. Bo któżby pokonał zwycięsko nienawiść świata, albo burze pokus lub okrutne męki prześladowców, - gdyby Chrystus nie przecierpiał w Ogrójcu tego wszystkiego i za wszystkich i gdyby nie wyrzekł w tym wszystkim i za wszystkich: Bądź wola Twoja?

***
Dlatego módlmy się we wszystkich naszych cierpieniach razem ze Zbawicielem: "Ojcze mój, jeśli może to być, niech odejdzie ode mnie ten kielich; wszelakoż nie jako ja chcę, ale jako Ty".
A przede wszystkim taką musi być nasza modlitwa kiedy, kiedy spoczniemy na łożu śmierci, i gdy opadnie nas śmiertelna trwoga i zwątpienie. Nie ześle nam Ojciec niebieski anioła z niebios w widzialnej postaci, ale sam Chrystus, Król aniołów i świętych, sam Syn Boży przyjdzie do nas pod osłoną chleba, aby wstąpić w nasze serca, pomóc nam pokonać śmiertelną trwogę i wzmocnić nas na chwilę konania. Chce nas szczęśliwie przeprowadzić z tej znikomej doczesności ku wiecznemu szczęściu. Amen

(Śladami Męki Pana, Modlitwa Chrystusa w Ogrójcu, s. 47-48)

niedziela, 15 lutego 2015

Owoce modlitwy Jezusa (3)

Trzy ważne nauki płynące stąd dla nas.
a) Również i nasza modlitwa nie będzie nigdy bezowocna, jeżeli będzie podobna do modlitwy Boskiego Zbawiciela. Albo spełni się to, o co prosimy, albo w miejsce tego otrzymamy inne, jeszcze większe łaski. Zamiast odjęcia kielicha, niech nam Bóg użycza siły do cierpliwego, a nawet radosnego znoszenia naszych cierpień. Czyż nie będziemy Mu za to przez całą wieczność dziękować?  

b) Przyzwyczajajmy się następnie do spoglądania na kielich cierpienia, jaki musimy wychylić, z innej strony, w innym radośniejszym świetle. Zobaczmy i my wyciśnięty na nim znak woli Ojca Niebieskiego. Myślmy o tym, jak bardzo wzrośnie chwała Boża i nasza chwała w niebie przez cierpliwe znoszenie boleści, - a wnet umilkną wszelkie narzekania i szemrania.

c) Wreszcie Chrystus zdobył się na największe wysiłki, żeby spełnić wolę Ojca, i to w sprawie tak ciężkiej, krwawy na Nim wyciskającej pot. Wstydźmy się naszego lenistwa i gnuśności. Z najbłahszych często powodów odstępujemy od walki ze złem i przestępujemy przykazania Boże. A przecież naprawdę stawiony opór nie musiałby nas kosztować aż cenę własnej krwi.

(Śladami Męki Pana, Modlitwa Chrystusa w Ogrójcu, s. 46)