poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Piotr trzykrotnie zapiera się Mistrza

Przy pojmaniu Chrystusa jedenastu apostołów rzuciło się spiesznie do ucieczki.
Skoro Piotr ochłonął nieco z pierwszego wrażenia, poczuł się jakby zbudzony z głębokiego snu. Jego nadzieje na ziemskie królestwo Mesjasza i swoje w nim wybitne stanowisko zostały zupełnie zniweczone. W smutnym nastroju postępował z sala za pochodem. Chciał - jak zaznacza ewangelista - zobaczyć, co stanie się z jego ukochanym Mistrzem.

Roztropniej było bez wątpienia w ogóle nie iść. Im dalej znajdował się od pachołków, tym dalszy był również od upadku. Po drodze przyłączył się do niego inny uczeń Zbawiciela (Jan 18, 15-16) - najprawdopodobniej, według opinii przeważającej egzegetów, św. Jan.
Piotr i Jan zobaczyli, jak pochód ze Zbawicielem zniknął w wychodzącej na ulicę bramie podwórza pałacu Kajfaszowego. Piotr nie odważył się wejść. Lecz Jan poprosił odźwierną, a ta przyjaźnie go wpuściła.
Wzruszająca jest pokora, z jaką św. Jan opisuje to zdarzenie. Swoje wejście na dziedziniec, podczas gdy Piotr został na ulicy, przypisuje nie większej odwadze ani swojej miłości ku Chrystusowi, ani swojemu większemu pragnieniu bronienia Zbawiciela, ale jedynie większym niż Piotra znajomościom swoim w pałacu arcykapłańskim.
Znalazłszy się na dziedzińcu, odczuł Jan brak Piotra. Poszedł więc do bramy i szepnął służącej słowo polecenia. W ten sposób również i Piotr uzyskał wstęp.
Jan dotarł później do wnętrza domu i przysłuchiwał się rozprawie, a po pewnym czasie oddalił się, żeby prawdopodobnie powiadomić Najś. Pannę o wszczęciu procesu. Piotr pozostał natomiast na dziedzińcu. Przyłączył się do sług i żołnierzy, którzy z powodu zimna rozniecili sobie ognisko i gwarzyli o najświeższych wydarzeniach.
Piotr więc był na zewnątrz w stosunku do znajdujących się w pałacu. Ewangelia określa to wyrażeniem "przed domem". Ale był zarazem wewnątrz odnośnie do tych, którzy znajdowali się przed bramą wejściową na ulicy. Oto miejsce, gdzie Piotr trzykrotnie zaparł się Mistrza. Wedle opowiadania św. Jana, pierwsze zaparcie zdarzyło się w czasie, gdy Chrystus stał przed Annaszem, Następne dwa - gdy był przed Kajfaszem i na dziedzińcu (Mt. 26, 58; 69-75; Mk. 14, 54; 66-73; Łk. 22, 54-62; Jan 18, 15-18; 25-27).
Rozważmy przebieg zaparcia się, jego przyczyny oraz żal za nie.

(Śladami Męki Pana, Piotr trzykrotnie zapiera się Mistrza, s. 98-99)

niedziela, 14 kwietnia 2019

Niesprawiedliwe poniewieranie (2)

Cierpienia Chrystusa w więzieniu były wielkie.
Przede wszystkim wszelkiego rodzaju brutalnością ukarali słudzy i pachołcy Boskiego Zbawiciela, jako napiętnowanego bluźniercę. Jedni bili go pięściami po twarzy, inni drapali pazurami, inni znów targali go za włosy, aby się wypełniła przepowiednia Izajasza proroka: "Ciało moje dałem bijącym, a policzki moje szczypiącym" (Izaj. 50,6).
Następnie ukarano go pogardą. Nędzni i podli ludzie swe plugawe i obrzydliwe plwociny wypluwali na Jego Boską twarz, na jego najśw. usta.
Na to oblicze, któremu nierozumne bałwany morskie okazały swą cześć - przed którym schowało się nawet promieniste słońce, kiedy zawisł na krzyżu.
A z tych Boskich ust płynęły jedynie słowa błogosławieństwa i miłości.
Oplwanie bluźniercy przeciw Bogu było zwyczajem żydowskim. "Twarzy mojej - mówi Chrystus u Izajasza (50, 7) - nie odwróciłem od łających i plujących na mnie". Bluźnierca był uważany za trędowatego.
Ukarano go dalej urąganiem i drwinami. Obsypano go trywialnymi wyzwiskami; wygwizdano, przedrzeźniano szyderczymi minami.
Zniewagi doszły do szczytu, kiedy Zbawicielowi zasłonięto twarz. Uderzano go wtedy i bito, pytając przy tym: "Prorokuj nam, Chryste, kto cię uderzył?" Kto pierwszy? A kto trzeci? A kto ci teraz dał szturchańca pod bok? Kto cię opluł?
Chcąc opisać we właściwych słowach tę urągającą zabawę, jaką sobie urządzili ci ludzie z po trzykroć świętego Boga - trzeba by obrażać delikatne uczucia religijne. Nie można sobie wyobrazić większego i wstrętniejszego wydrwienia Boskiego majestatu - jego wszechmocy i wszechwiedzy.
Dobrze zaiste uczyniono, zakrywając uprzednio oblicze, z którego promieniowała świętość Ojca.
O strzeżmy się pilnie, żebyśmy przez grzechy nasze nie powtarzali tej ohydnej sceny, żebyśmy nie urągali z wszędzieobecnego Boga i wszystkowiedzącego Sędziego. Bo wpadniemy kiedyś w jego sprawiedliwe ręce.

***
Zasłonili żydzi oblicze Zbawiciela. Nie chcieli go więcej widzieć. I nie zobaczą go więcej. Jeszcze tylko raz ukaże im się w dzień sądu.
O mój Boski Zbawicielu! My nie chcemy zakrywać Twego oblicza. Nie! Chcemy je widzieć. A więc pokaż nam je. Nie odwracaj go od nas! Ukaż nam je w życiu, ukaż i przy śmierci!
Przez zasługi tych cierpień, zniesionych w domu Kajfasza od niesprawiedliwych sędziów i żądnych krwi pachołków, zaklinamy cię - przez te zasługi - o, bądź nam miłościw, bądź nam łaskaw!
O to cię prosimy szczególnie na ów czas, gdy kiedyś zjawimy się przed tronem twoim sędziowskim. O pozwól nam oglądać Twe oblicze! Oblicze Syna Bożego pozwól nam oglądać na wieki. Amen.

(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 96-97)

piątek, 12 kwietnia 2019

Niesprawiedliwe poniewieranie (1)

Współczucie z zasądzonym, to znamienny rys wszelkiego prawodawstwa. Skoro zasądzono przestępcę na śmierć, choćby nawet zbrodnia jego była bardzo wielka, w tej samej chwili, kiedy pada wyrok śmierci, przychodzi do głosu i współczucie. Bliska śmierć bywa w naszych oczach niejako wystarczającym zadośćuczynieniem za popełnione zbrodnie i przestępstwa. Uczuciowo pojednujemy się z nieszczęśliwcem
Myśli o jego strachu przed  śmiercią, o bólach przy straceniu, o przemocy w wykonaniu wyroku, wzbudza w każdym szlachetnym sercu litość głęboką i współczucie. Nawet niektórzy sędziowie po wyroku śmierci zapewniają biedną ofiarę o swym współczuciu, okazując skazanemu litość i oświadczają, że musieli postępować według surowości prawa, z pominięciem wyrozumiałości i łagodności.
Nawet u na wpół cywilizowanych ludów istnieje zwyczaj osładzania zasądzonemu ostatnich chwil życia. Dlatego spełnia się w miarę możliwości jego ostatnie życzenia. Za zwierzęcą dzikość i bezdenną podłość uważa się wszelkie poniewieranie, znieważanie, szyderstwa i kpiny względem zasądzonego.

Zaledwie Chrystus otrzymał wyrok śmierci, już z głośnym okrzykiem zadowolenia rzucili się na niego słudzy, a nawet - któżby to przypuszczał - sami sędziowie, uczeni w Piśmie, faryzeusze i kapłani. Wyładowali na Zbawicielu swą nienawiść, złość, zgorzkniałość, tajony gniew i wściekłość. Uderzano go pięściami, raczono szturchańcami, szarpano i targano za włosy. Urąganiom i pośmiewiskom nie było końca (Mk. 14, 65).

Tak to bywa! jeśli ludzie, tzw. wytworni, zerwą z wiarą i moralnością, stają się ordynarni, aniżeli pospolity gmin.

Członkowie Sądu porozumieli się co do rannego posiedzenia w pełnym składzie i jakie należy poczynić kroki, w celu uzyskania zatwierdzenia wyroku. Wreszcie prawdopodobnie gdzieś po drugiej w nocy udali się na zasłużony spoczynek.
Zbawiciela zostawiono na pastwę żołdactwa i służby sądowej. Wywleczono Jezusa z pałacu i przeprowadzono przez podwórze, obok Piotra, do małego więzienia, znajdującego się przy warowni. W tym więzieniu zamykano oskarżonych na noc i w czasie przerw procesowych.
Zbawiciel przybył do celi więziennej śmiertelnie znużony. Żołdacy i pachołcy prowadzili dalej dzieło, rozpoczęte w sali sądowej. Co wycierpiał niewinny Baranek Boży od tych hien i tygrysów, jest straszne i przerażające. Żaden ewangelista nie pokusił się tego opisać. "Jest to tak smutne i okropne - pisze św. Hieronim - że straszliwość ich zbrodni poznamy dopiero w dzień sądu".
"Owej nocy - mówi św. Chryzostom - otwarły się czeluści świata podziemnego. Lucyfer ze wszystkimi swoimi towarzyszami po zerwaniu łańcuchów i wyłamaniu rygli piekielnych rzucił się na Jeruzalem. Wpadł do wszystkich żydów i pogan. Zawładnął ich ciałami, aby przez nie obudzić tajoną nienawiść, zazdrość, gniew, zapalczywość, całą dzikość i to wszystko wylać na Chrystusa".

(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 94-96)

czwartek, 11 kwietnia 2019

Zasądzenie oskarżonego (2)

Pobieżny rzut oka na tę scenę pokazuje przede wszystkim:
a) Pułapkę, jaką przez swe pytania zgotował Zbawicielowi najwyższy kapłan. Nie mógł jej Chrystus ominąć. I dlatego był zgubiony. Gdyby bowiem odpowiedź wypadła przecząco, wniesionoby oskarżenie o bluźniercze kłamstwo, że się przedtem pował za Syna Bożego. Ponieważ odpowiedź była twierdząca, więc przewidziane było zasądzenie Chrystusa za jawne, rzekome bluźnierstwo. Jedynym wyjściem było pominięcie pytania milczeniem. 
Jezus jednak przemówił. Najpierw z czci dla imienia Bożego, którym go Kajfasz zaklął.
Dalej z pełnego pokory posłuszeństwa względem przełożonego, najwyższego kapłana, który miał prawo pytać.
Wreszcie aby uniemożliwić swoim sędziom wszelkie uniewinnienie się w dniu ostatecznym.
Gdyby Chrystus odpowiedział tylko wymijająco albo nie odpowiedział nic - to mogliby na swe usprawiedliwienie powiedzieć: "Pytaliśmy go na mocy urzędu i w imię Boga - lecz on nie odpowiedział. Gdyby był wówczas wyjawił prawdę, nie tylko nie bylibyśmy go zabili, ale bylibyśmy uwierzyli w niego".
b) Podziwiajmy dalej prawdziwie Boską godność, z jaką Pan nasz uroczyście oświadczył swym sędziom: "Tak, teraz widzicie mnie w zewnętrznej słabości i poniżeniu. Ale przyjdzie dzień, a nawet nie jest już zbyt daleko, skoro ja, siedząc po prawicy Boga, zjawię się na obłokach niebieskich, aby rzucić na was wyrok potępienia, jeśli nie odstąpicie od bogobójstwa".
c) Dziękujmy również Zbawicielowi za ten wspaniały dowód jego Bóstwa. Najwyższy kapłan zaklął go w imię Boga żywego, by powiedział, czy jest Synem Bożym.
"Tak, jestem nim" - odpowiedział Zbawiciel - i przypieczętował swe świadectwo krwią. A więc głupotą i przewrotnością jest twierdzenie nowoczesnych pogan, że Chrystus nie jest Bogiem, ale tylko najmędrszym i najświętszym spomiędzy ludzi. Kto nie widzi w Chrystusie Boga, ten musi uważać go albo za głupca, albo za bezwstydnego oszusta. Tego wymaga prosty, zdrowy rozum ludzki. A czy w takim razie jest Chrystus najmędrszy i najświętszy spomiędzy ludzi?
Kajfasz wobec tego rzekomego bluźnierstwa udał obłudnie, że jego pobożne serce trawi wielka boleść i smutek. Aby dać wyraz swojej gorliwości o cześć Bożą i swemu najwyższemu oburzeniu z powodu niby zniewagi Boga - rozdarł ten obłudny podlec swe szaty. Ukazała się goła pierś. Naga, bezwstydna pierś.

Szkoda było wykwintnych szat na tę kłamliwą rolę zeloty. Musiał je biedak zapewne dać potem do krawca. Arcykapłańska  szata Starego Przymierza została przez to rozdarta raz na zawsze.

"Bogu dzięki!" zawołał Kajfasz z radością. Mamy to, co chcemy. Nie potrzeba nam już świadków. Bluźnierstwo jest jasne".
Przedzierżgając się następnie w oskarżyciela, pozostawił swym kolegom wydanie wyroku śmierci. A ci chórem zawołali: "Winien jest śmierci!" Zupełnie zresztą zgodnie z prawem Mojżeszowym: "Kto by bluźnił imię Pańskie, śmiercią niech umrze" (Ks. Kapł. 24, 16).

Wyrok śmierci nie był jeszcze prawomocny
Padł wbrew prawu w nocy i tylko na posiedzeniu Mniejszej Rady Sądowej. W prawnym postępowaniu sądowym nie wolno było wydawać wyroku w tym samym dniu, w którym przeprowadzono śledztwo, ale dopiero w przeddzień sabatu. Wedle starego zwyczaju musiano dać oskarżonemu sposobność do obrony, skoro rzecznik sądowy (adwokat) nie chciał się podjąć obrony. Co krok, to omijanie prawa.

Ale pominąwszy to wszystko, wyrok był nieprawomocny, ponieważ wymagał, jak zobaczymy później, zatwierdzenia przez namiestnika rzymskiego.
Tym więcej musi nas zdumiewać to przeciwne wszelkiemu prawu poniewieranie, jakie bezpośrednio po tym spotkało bezprawnie zasądzonego Zbawiciela.


(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 92-94)

środa, 10 kwietnia 2019

Zasądzenie oskarżonego (1)

W wyrokach Opatrzności Bożej leżało, aby Jezus w tym dniu o godzinie trzeciej po południu objął swój arcykapłański urząd. Łączyło się z tym wygaśnięcie kapłaństwa Starego Przymierza. Dlatego Zbawiciel powinien być poniekąd dla swej własnej czci stawić się najpierw u Kajfasza, aby udowodnić i zaprzysiąc prawowitość swego tytułu. Złe języki mogły mu kiedyś stawiać zarzuty, że nieprawnie wdarł się na ten urząd. Orzeczenie Chrystusa musiało więc być wciągnięte w akta i zachowane w archiwach Sanhedrynu. Ta uroczysta chwila nadeszła teraz.

Chrystus stanął prze Kajfaszem, najwyższym kapłanem Starego Zakonu. W obecności całego trybunału i zgromadzenia starszych zapytał Kajfasz silnym głosem: "Poprzysięgam cię przez Boga żywego, abyś nam powiedział, czyś ty jest Chrystus, Syn Boży?" (Mt. 26, 63).
Z najwyższym napięciem oczekiwali wszyscy odpowiedzi. W sali zapanowała grobowa cisza. Wtedy swymi Boskimi ustami oświadczył Jezus: "Tyś powiedział" (Mt. 26,64).

 ***
O Kajfaszu, ciesz się i raduj! A jakżeż mam należycie wyrazić okazaną ci cześć i wyróżnienie? Twoi poprzednicy na urzędzie już od czasów Malachiasza tęsknili za tym, który jako kapłan Nowego Przymierza miał usunąć krwawe ofiary, składane ze zwierząt, a wprowadzić nową, godną Bożego Majestatu.

Czego oni daremnie pragnęli, to się wypełniło w twej obecności, o Kajfaszu! Oto stoi przed tobą oczekiwanie narodów, Zbawca świata, sam Syn Boży. Ciebie spotkał zaszczyt powitania go, wprowadzenia na urząd arcykapłański i ozdobienia go insygniami tej godności. Upadnij do stóp Chrystusa, Kajfaszu! Módl się do niego, złóż mu swe serdeczne życzenia!


A wy, arcykapłani, uczeni w Piśmie, i wy, pachołcy, proście go wśród łez o przebaczenie. Powiedzcie mu, że wskutek pożałowania godnego nieporozumienia doszło do skrępowania jego rąk i nóg, do tak okrutnego obchodzenia się z nim, do postawienia go jakby zbrodniarza na ławie oskarżonych.


Wyślijcie herodów na całą Jerozolimę i na kraj cały. Niech wołają z dachów domów i z wieżyc świątyni; niech zaniosą radosną nowinę i do najnędzniejszych lepianek; niech głoszą ją pasterzom na polach; niech wszędzie rozlega się radosne, potężne wołanie: "Chrystus, Zbawiciel przyszedł! Już Jest!".

Wtedy rozdarł szaty swe najwyższy kapłan i powiedział: "Zbluźnił! Cóż jeszcze potrzebujemy świadków? Otoście teraz słyszeli bluźnierstwo. Co się wam zda?" (Mt. 26. 65). I wszyscy skazali go na śmierć, krzycząc: "Winien jest śmierci".

(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 90-91)

wtorek, 9 kwietnia 2019

Zeznania świadków (2)

Obowiązkiem sprawiedliwego sędziego było zwrócić świadkom uwagę na sprzeczności, w jakie popadają - oraz napiętnować ich i ukarać jako fałszywych świadków. Lecz najwyższy kapłan, nie dość że czynem pochwalał fałszywe świadectwa, nie dość że brał je za dobrą monetę, ale jeszcze zapłonął gniewem z powodu nieszczęśliwych zeznań. Drażnił go spokój Zbawiciela, przez co - jak mu się zdawało - chciał Chrystus okazać pogardę dla tych wszystkich oskarżeń.

Zrywa się więc nagle najwyższy kapłan, występuje na środek i naciera na Zbawiciela tymi słowami: "Nic nie odpowiadasz na to, co ci przeciwko tobie świadczą?" (Mt. 26, 62). Czyli: Nie masz nic do zarzucenia tym zeznaniom świadków? Nie masz nic na twe usprawiedliwienie?

Odpowiedź Zbawiciela. Przez te słowa dopuszczono teraz Zbawiciela do głosu. Zażądano od niego usprawiedliwienia, czekano na mowę obronną.
Jest ona najkrótsza, jaka kiedykolwiek padła z ust jakiegoś oskarżanego. Ewangelia streszcza ją w słowach: "Lecz Jezus milczał" (Mt. 26, 63). Ale mimo swej krótkości ta mowa obronna Zbawiciela roznieciła płomień i zapał przeogromny, znalazła gorliwych naśladowców. Znalazła takich, co ją z uwielbianiem podziwiali. Powtarzały ją tysiące świętych i bogobojnych wiernych, których najhaniebniej oczerniano i potwarzano. Odpowiedź Chrystusa po dzień dzisiejszy działa cuda.

Kajfasza jednak przyprawiła o wściekłość, nie znającą żadnych granic przyzwoitości, nie zważając nawet na wstyd. Ten nędznik odważył się na nową i ostateczną zasadzkę na Chrystusa. Inaczej bowiem musiałby go wypuścić na wolność wskutek braku jakichkolwiek obciążających dowodów winy. Na to pytanie odpowie na pewno. Nie wątpił. A odpowiedź będzie wystarczającym dowodem do wydania wyroku śmierci.

Przejdźmy teraz do zasądzenia oskarżonego.

(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 90-91)

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Zeznania świadków (1)

Przedwstępne śledztwo u Annasza nie dało żadnych wyników. Nie wyszło na jaw nic, co by mogło dać podstawę do wzniesienia skargi. Musiał więc Kajfasz bez niej rozpocząć proces. Gdy sędziowie zajęli miejsca, dano znak rozpoczęcia rozprawy sądowej. Według zwyczaju zdjęto Zbawicielowi więzy, na znak, że oskarżony z zupełną swobodą może się bronić.

Początek przesłuchania. Wszystko umilkło, czekając w napięciu na wzniesienie oskarżenia. Niestety! Żaden oskarżyciel nie otwarł ust. Jakby budząc się z głębokiego snu, sędziowie uświadomili sobie i spostrzegli swe kłopotliwe położenie, w jakim się znaleźli.
Nie chcieli i nie mogli skazać Jezusa Chrystusa bez wyraźnego oskarżenia i oskarżycieli. Pragnęli zachować pozory prawnego postępowania sądowego. Dlatego wezwał najwyższy kapłan obecnych do wniesienia skargi przeciw Chrystusowi. Znalazło się kilku z obecnych, którzy namówieni przez faryzeuszów wystąpili z podsuniętymi im w ostatniej chwili zarzutami przeciw Chrystusowi.
Ale ku niezadowoleniu najwyższego kapłana zbijali się tylko wzajemnie w oskarżeniach. Oto zawiodła faryzeuszów ich zwyczajna przebiegłość, że nie mogli zaprawić do uzgodnionych zaznań nawet kilku ludzi. Spełniły się w tej chwili słowa Psalmisty: "Powstali przeciw mnie fałszywi świadkowie i kłamała nieprawość sobie" (Ps. 26,12).
Na końcu wystąpili jeszcze dwaj fałszywi świadkowie, podobni do dwu kłamliwych synów Beliala, którzy na rozkaz nikczemnej Jezabel musieli powiedzieć: Błogosławił (= eufemistycznie: zbluźnił) Nabot Boga i króla" (3 Król. 21. 13). Istotnie straszna to rzecz pozwolić się użyć do świadczenia przeciw odwiecznej prawdzie.


Zeznania dwóch świadków. Świadectwo jednego z nich brzmi tak: "Ten mówił: Mogę zburzyć świątynię Bożą, a po trzech dniach znów ją odbudować" (Mt. 26, 61). Świadectwo natomiast drugiego było następujące: "Iż my słyszeliśmy go mówiącego: Ja rozwalę tę świątynię ręką uczynioną, a za trzy dni inną, nie ręką uczynioną, zbuduję" (Mk. 14, 58).
a) Fałszywe były te świadectwa. Przekręcały słowa Zbawiciela. Chrystus powiedział: "Rozwalcie tę świątynię - to jest: jeżeli wy ją zburzycie, a nie: jeżeli ja ją zburzę - a w trzech dniach ją postawię" (Jan 2,19).
A więc nie przepisywał sobie siły i chęci zburzenia kościoła - lecz odbudowania go. I oto w dodatku nie bezwzględnie, ale warunkowo: jeżeli wy go zburzycie.
Do tego nie mówił o kamiennej świątyni, lecz o świątyni swojego ciała (Jan 2, 21).
b) Niepotrzebne były te świadectwa nawet i w tym wypadku, gdyby Chrystus mówił o kamiennej świątyni. Nie dawały one żadnej podstawy do wydania wyroku śmierci. Ten bowiem może zapaść jedynie w wypadku rzeczywistego i zupełnie pewnego przestępstwa.
Słowa Zbawiciela, nawet fałszywie pojęte, uprawniały co najwyżej do przypuszczenia, że albo jest samochwałem i blagierem, albo głupcem - ale nigdy zbrodniarzem. Tak potężnej budowy jak świątynia nie można przecież łatwo, cicho, w jednej nocy rozwalić.
Gdyby ją jednak Chrystus rozwalił, po trzech dniach znowu odbudował, nie byłoby w tym wielkiej szkody. Lecz słowa Zbawiciela usiłowano przedstawić jako wielką zbrodnię przeciw Bogu, Panu rzeczy poświęconych oraz przeciw świątyni, ośrodkowi kultu religijnego.

Zakończenie przesłuchiwania świadków. Pilnie baczono, żeby nie dopuścić do głosu świadków odwodowych, mogących odciążyć oskarżenie, występujących zresztą przy każdym procesie.
Gdyby bowiem Chrystus zawezwał głodnych, których nakarmił - i chorych, jakich uleczył - i umarłych, których wskrzesił, udaremniłby był szatański plan tej zgrai.
Występowali sami tylko oskarżyciele. A w dodatku przeczyli sobie sami.
Wspaniałe rzeczywiście zwycięstwo odwiecznej Prawdy. Podobne zwycięstwo odnosił również Kościół katolicki w każdym nieomal stuleciu naszej ery. Wszystko, co występowało przeciw niemu, pogardzało całym morzem świadectw, potwierdzającym jego Boskość.

Ale prądy te i opinie zbijają tylko same siebie, i ośmielają się wzajemnie.

(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 88-89)

niedziela, 7 kwietnia 2019

Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza

W tym czasie, gdy Zbawiciel stał przed Annaszem, zebrali się u Kajfasza członkowie Najwyższej Rady. Kajfasz był bowiem onego roku najwyższym kapłanem. Godność tę piastował już podczas całej działalności publicznej Chrystusa. Po śmierci Jezusa następca Piłata złożył go z urzędu. Kajfasz miał podobno ze zgryzoty popełnić samobójstwo.

Zwoływać trybunał sądowy mógł wyłącznie tylko rzymski namiestnik.
"Był to tylko pozór sądu - mówi św. Chryzostom (In Math. hom. 84, n. 2. MG. 58, 754) - w rzeczywistości był to napad zbójecki". Gdzieżby na świecie ścierpiano, żeby ktoś w swej własnej sprawie występował jako sędzia? Gdzież jest sądowa bezstronność, skoro sędzia jest zarazem oskarżycielem?

Przed takim trybunałem stanął Jezus. Przed tym zgromadzeniem, któremu żadne inne nie dorównywało w zewnętrznym blasku świętości. Ono przecież największą cieszyło się powagą, powagą samego Boga. Ono było zarazem najwyższą wyrocznią narodu żydowskiego, bo wyroki jego miały moc obowiązującą w sumieniu i nieodwołalną. Stanął Chrystus przed tym trybunałem, w którym - jak się chlubiono - zasiada sama sprawiedliwość. Rządził się ten sąd zasadniczymi wskazówkami pierwotnego, starodawnego prawa Mojżesza, i dlatego wywodził się od prawodawcy całego ludu izraelskiego. Do niego należeli niegdyś ludzie tej miary, co prorocy: Aggeusz, Zachariasz, Malachiasz, - co najwięksi przyjaciele Boga, jak np, Esra. Przed tym najwyższym sądem stanął Jezus Chrystus.

Jezus Chrystus, który miał uzupełnić to stare prawo. On miał spełnić przepowiednie wszystkich proroków i nadzieje wszystkich sprawiedliwych. Ale stanął - jako oskarżony. On, Syn Ojca przedwiecznego, Sędzia wszystkich - żywych i umarłych, staje oto, aby być sądzony i aby otrzymać wyrok śmierci.

Przysłuchajmy się tej rozprawie sądowej. Niech nas przejmie zdumienie i zgroza, gdy przestąpimy próg domu Kajfasza - to rzekome siedlisko sprawiedliwości. Idźmy tam za Zbawicielem. Dla jego pociechy i dla naszej nauki (Mt. 26, 59-68; Mk. 14, 53-65; Łk. 22, 63-71).

Rozważmy dzisiaj: zeznania świadków, skazanie oskarżonego i bezprawne poniewieranie skazańcem.

(Śladami Męki Pana, Proces przeciwko Chrystusowi u Kajfasza, s. 87-88)

sobota, 6 kwietnia 2019

Wstępne przesłuchanie u Annasza (5)

"Czemu mnie bijesz? - zapytał Zbawiciel żołdaka, skoro go ten tak strasznie znieważył. Tak przemawiając może i do każdego grzesznika: "Czemu mnie bijesz?" Podaj przyczynę! Albo czy za to, żem cię odkupił? A może za to, żem ci powracał już po tysiąckroć utracone łaski? Dlaczego? Wymieńże tę zbrodnię, jaką popełniłem tobie!

Bijesz mnie. Czy takie jest twoje podziękowanie za moje dobrodziejstwa? I to ty mnie bijesz, ty, sprzedajny sługo, grzeszniku, obarczony występkiem, stworzenie moje, dzieło rąk moich, ty, za którego zamierzam przelać krew.

Bijesz mnie, mnie, swojego przyjaciela najwierniejszego, swego brata najlepszego, pocieszyciela najczulszego, swojego opiekuna, swojego sędziego, swe największe i drogocenne dobro.

Naprawdę! Ta skarga Zbawiciela powinna nas wszystkich wprawić w kłopot i oblać rumieńcem wstydu.

Policzek, jaki Chrystus otrzymał, obrócił mu się na sławę. Gdzie tylko jaki pobożny malarz odtwarza narzędzia męki Pańskiej, tam nie brak nigdzie zaciśniętej pięści, uzbrojonej w żelazną rękawicę. Święci zaś wyznawcy i męczennicy radośnie znosili policzkowanie.

I stał się policzek pasowaniem na rycerza Chrystusowego w sakramencie bierzmowania. Z rycerską więc odwagą wyznajmy naszą wiarę i żyjmy wedle niej. Walczmy przeciw wrogowi naszej wiary jako prawdziwi wojownicy Jezusa Chrystusa, abyśmy padli kiedyś na placu boju, na polu chwały. Wtedy przy śmierci da nam Zbawiciel palmę zwycięstwa. Amen

(Śladami Męki Pana, Dalsze zdarzenia po pojmaniu, s. 86)

piątek, 5 kwietnia 2019

Wstępne przesłuchanie u Annasza (4)

Odpowiedź Zbawiciela. Uderzenie żołnierza było zniewagą zarówno osoby Zbawiciela jak i jego nauki. W swoim żołdackim rozumowaniu mniemał ten sługa, że da wystarczający dowód na zdrożność nauki Chrystusa i zada jej śmiertelny cios.

Dlatego nie zamilkł Chrystus. Chciał pokazać, że nawet ciosy nie powinny nas wstrzymywać od wyznania prawdy. Z dziwną stanowczością odpowiedział przez to, że obrona prawdy nie może być żadną miarą zniewagą dla arcykapłana. A co do swych głoszonych nauk, zażądał od żołdaka dowodu na ich błędność i szkodliwość. "Jeżelim źle powiedział, daj świadectwo o złym; a jeśli dobrze, czemu mnie bijesz?" (Jan 18, 23).

Ostatnie słowa powiedział Zbawiciel w tym celu, żeby dać poznać słudze arcykapłańskiemu niesprawiedliwość jego zachowania się, a także i dlatego, żeby go powstrzymać od dalszych grzechów i doprowadzić do upamiętnienia się. Dlatego słowa te powiedział z ujmującą łagodnością i dobrocią.

Nikt jednak nie był tak bardzo zakłopotany jak sam Annasz. Gdyby miał trochę wstydu, chybaby spalił się od niego. Przecież wszystkim obecnym było jawne, że słusznie napiętnował Jezus tą odpowiedzią postępowanie Annasza - jako bezprawne i niesłuszne.

Aby wybrnąć z tej sytuacji, wyliczył Annasz Judaszowi jego katowską zapłatę, a związanego Zbawiciela odesłał do Kajfasza.


(Śladami Męki Pana, Dalsze zdarzenia po pojmaniu, s. 85-86)

czwartek, 4 kwietnia 2019

Wstępne przesłuchanie u Annasza (3)

Jezus otrzymuje policzek. Jednemu słudze zdawało się, że Jezus szczególnie znacząco na niego spojrzał.

Tak to i chrześcijanie nie mogą się czasami powstrzymać od wymówki, że głoszący słowo Boże, w tym lub owym miejscu swojego kazania, ich szczególnie miał na oku.

Dlatego sługus sądził, że Chrystus powołuje się na niego, jako świadka, na obrońcę swej nauki. Pełen gniewu i wściekłości, porwał się ów człowiek na Zbawiciela, wymierzył mu tak silny policzek, Ze Zbawiciel aż się zachwiał. A do tego obłudnie, że czyni to z szacunku dla arcykapłana: "Tak odpowiadasz arcykapłanowi?"

***
A więc policzek; uderzenie pięścią; cios wymierzony zbrojną, żelazną rękawicą w najświętsze oblicze, niebiańsko piękne, Boskie oblicze, które uszczęśliwia aniołów swym widokiem. Że też nie uschła ręka, że nie przybiegły z puszczy dzikie zwierzęta i nie rozszarpały zbrodniarza; że nie spadł z nieba płonący ogień i nie strawił go; że też nie rozwarła się ziemia i nie pochłonęła go!

Czy nie jest barbarzyństwem takie obchodzenie się z oskarżonym, który jeszcze nie był skazany, - gdy mogło się okazać, że był niewinny. Odkąd to sługa sądowy ma prawo bić po twarzy, na publicznym zebraniu, broniącego się oskarżonego? Arcykapłan jednak milczy. Gdyby uderzono jego psa, na pewno ująłby się za nim.

(Śladami Męki Pana, Dalsze zdarzenia po pojmaniu, s. 84-85)

środa, 3 kwietnia 2019

Wstępne przesłuchanie u Annasza (2)

Na pierwsze pytanie o uczniach Chrystus nic nie odpowiedział. Gdyby wymienił ich nazwiska i uznał ich za swoich uczniów, to wydanoby na pewno rozkaz natychmiastowego ich uwięzienia. Zresztą nie mógł w tej chwili nic chwalebnego powiedzieć o swych uczniach, a nie chciał mówić o ich błędach i słabościach, o ich dumnym wynoszeniu się, o ich senności i gnuśności w Ogrojcu, o ich szybkiej ucieczce przy pojmaniu. Ostatecznie odpowiedź na to pytanie nie była konieczna.

Z powodu przewrotnych zamiarów, jakie żywił najwyższy kapłan, należało odpowiedzieć tylko na pytanie o nauce. Skoro bowiem pochodziła ona od Boga, nie mógł Chrystus w złym celu zebrać uczniów.

Dlatego odnośnie do swej nauki udzielił Chrystus odpowiedzi. Zdał ze swego postępowania sprawę, aby pokazać Annaszowi, że nie odwołuje z niej ani jednego słowa. Odpowiedź jego była tak mądra, że znowu uniknął podstępnie zastanowił na siebie sideł.

Nie próbował jednak uzasadnienia swej nauki.

Wiedział, że ma do czynienia z zatwardziałymi niegodziwcami, nie chcącymi mieć nic wspólnego z prawdą. Uchylił się przeto od wszelkiego rodzaju dyskusj i pogadanek religijnych. A wszystko to dla naszej nauki.

***
Jeżeli mamy sposobność, stanowczą i ciętą odpowiedzią zmuszenia do milczenia złośliwych niedowiarków i szyderców, to należy z niej skorzystać. Ale z drugiej strony do niczego nie prowadzi wdawanie się w religijne sprzeczki z tego rodzaju ludźmi. Powiedzmy inaczej: "W naszych kościołach są co niedziela kazania i nauki o prawdach wiary i obyczajach. Niech więc pan lub pani zechce łaskawie pójść tam i zaznajomić się dokładnie z naszymi wierzeniami".

Dla obrony swej nauki powołuje się Chrystus tylko na to, że zawsze nauczał publicznie, a często przemawiał nawet w świątyni. Stąd należy wnosić, że nie chciał rozszerzać żadnych złych poglądów. "Jam jawnie mówił światu; jam zawsze nauczał w bóżnicy i w świątyni, gdzie wszyscy żydzi się schodzą, a w skrytości nic nie mówiłem. Czemu mnie pytasz? Pytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem, oto ci wiedzą, com ja powiedział" (Jan 18, 20-21).


(Śladami Męki Pana, Dalsze zdarzenia po pojmaniu, s. 83-84)

wtorek, 2 kwietnia 2019

Wstępne przesłuchanie u Annasza (1)

Annasz nie miał żadnego prawa wszczynać dochodzenia. Był najwyższym kapłanem, ale poza służbą. To jednak obchodziło go mało. Zależało mu na tym, by z zeznań Zbawiciela wyłowić punkty oparcia do ułożenia skargi i do wszczęcia regularnego procesu.

1. Najpierw zapytał Zbawiciela o jego uczniów. Ilu ich było? Dlaczego wybrał właśnie tylu apostołów, ilu było patriarchów - i tylu apostołów, ilu jest członków starszyzny? Dlaczego powołał do siebie niewykształconych, nieuczonych ludzi z prostego gminu? Czy nie związał ich jakimś tajemniczymi przysięgami, podobnie jak to czynią dzisiejsi wolnomularze? Jaki cel chce osiągnąć przez wędrowny tryb życia? Czy nie polityczny? Nie musiały to być dobre cele, gdyż w takim razie nie byliby go uczniowie opuścili. Na pewno doszli do przekonania, że niesłusznie podaje się za Mesjasza, że jest oszustem.

2.Również i o naukę wypytywał Annasz Zbawiciela. W jakiej szkole rabinistycznej pobierał wykształcenie? Którym kierunkom myśli, ogłaszanych przez uczonych w piśmie, hołduje? Czy w ogóle otrzymał prawo do nauczania i od kogo?

Kto bowiem wśród żydów chciał uczyć publicznie o prawie i prawdach wiary, musiał wpierw postarać się o prawo do nauczania od któregoś z zatwierdzonych nauczycieli, udzielanego przez obrzęd włożenia rąk na "posłanych". Dlatego Zbawiciel obok bezpośredniego Boskiego posłannictwa, powoływał się w ciągu swej działalności na świadectwo Jana Chrzciciela (Jan 5, 33).

Odpowiedź więc Chrystusa miała go samego napiętnować, jako gardzącego prawem Mojżeszowym, albo przynajmniej musiała go narazić jednej z wielu partii. Cokolwiek by oskarżony powiedział - myślał Annasz - zawsze zaszkodzi samemu sobie.


(Śladami Męki Pana, Dalsze zdarzenia po pojmaniu, s. 82-83)

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Droga z Ogrojca do Annasza (4)

Dla jakich powodów zaprowadzili żołnierze lub raczej dowodzący pochodem arcykapłani i starszyzna żydowska Chrystusa najpierw do Annasza? Przecież Annasz, jako najwyższy kapłan poza służbą, nie posiadał nad nim żadnej władzy sądowniczej.

Jako powód podaje św. Jan tę okoliczność, że Annasz był teściem Kajfasza. Tego rodzaju szacunek, okazany teściowi, mógł również i u zięcia poprzeć interesy arcykapłanów. Dlatego arcykapłani zaprowadzili Jezusa do Annasza.

Także osobiście czuli się zobowiązani sprawić staremu Annaszowi radość, żeby uniknąć zarzutu braku poszanowania dla hierarchii. Tym bardziej, że Annasz położył wiele zasług w całej tej sprawie.

Wedle Cyryla Aleksandryjskiego (IN Io.1, 11, c. 18, n. 13. MG. 74, 593 c. ) - był on duszą całego spisku przeciw Chrystusowi. Także i Dzieje Apostolskie przedstawiają go (4,6) jako głowę całej wrogiej Chrystusowi partii. Z tego powodu zdobyty łup wprowadzili w triumfie najpierw do domu Annasza. Chcieli przedstawić mu Chrystusa i ucieszyć go taj już dawno upragnionym widokiem.

Sam Judasz też parł do niego. Annasz zawarł z nim umowę, - więc Judasz chciał otrzymać swój zarobek.

***
Wreszcie Kajfasz - jak mówi św. Augustyn (Tract. 113, n.1, ML. 35, 1932) - chcąc uczcić swojego teścia, wydał arcykapłanom polecenie, aby zaprowadzili Chrystusa najpierw do Annasza. Przebiegły Kajfasz chciał przy tym osiągnąć chytrze jeszcze inny cel. Chociaż tak bezczelnie i śmiało występował w całej tej sprawie, przecież niespokojnie biło mu serce, czy Chrystus znowu im się nie wymknie za pomocą czarów albo diabelskiej sztuczki. Wtedy byłaby - rozumie się - naruszona powaga jego, jako najwyższego kapłana. Niech więc inny, który nie piastuje żadnego urzędu, wypróbuje najpierw, czy tym razem uda się spisek. Najodpowiedniejszy do tego doświadczenia wydał mu się teść.

Tak to delikatne bywają często węzły miłości rodzinnej między bezbożnikami. Jeżeli wymaga tego osobisty interes, to jeden członek rodziny pada łatwo ofiarą drugiego.

Ponadto Kajfasz, który pierwszy na zebraniu Sanhedrynu mówił o śmierci Chrystusa, życzył sobie, żeby jak najdalej odsunąć od siebie całą tę nienawistną sprawę. Dlatego z radością powitał dawno już żywioną myśl, że wysoko poważany, a przy tym przebiegły Annasz przygotuje odpowiednio, przez swoje przedwstępne śledztwo, proces. Wyszuka właściwe punkty oskarżenia i wystąpi jako oskarżyciel przed nim, najwyższym kapłanem

Stanął więc Chrystus przed Annaszem, Jakżeż ten starzec musiał się ucieszyć, że nareszcie widzi w więzach owego płomiennego kaznodzieję nawołującego do pokuty. Tyle razy chłostał Chrystus klikę faryzeuszy i odsłaniał bezlitośnie ich przewrotność i obłudę. Nareszcie stoi związany. Ale jakżeż krótka ta niby radość bezbożnych. Już po trzech dniach pękły kajdany nawet samej śmierci.

Przyglądnijmy się teraz wstępnemu przesłuchaniu u Annasza.

(Śladami Męki Pana, Dalsze zdarzenia po pojmaniu, s. 81-82)