niedziela, 4 marca 2012

Wejście do świątyni (1)

Tak to w nieprzeliczonym mnóstwie i wśród nieopisanej radości zbliżył się pochód do miasta. Ono również uległo poruszeniu. Wszystko pytało: „Któż to jest, który tak wchodzi?” A tłumy wchodzące z Panem, śpiewając i sławiąc Boga, odpowiadały im okrzykiem: „Ten jest Jezus, prorok z Nazaretu Galilejskiego” (Mt. 21,11)

Wreszcie niebywałe wzburzenie mas utonęło w świątyni, do której wstępuje Jezus. Jak zwykle, cisnęły się do Niego ślepi i chromi. Uzdrawiał wszystkich. Ręce jego dnia tego opływały w łaskę i litość.

Ciągle jeszcze brzmiały okrzyki, skierowane do Niego: „Hosanna Synowi Dawidowemu!” Wołaniom nie było końca. Wśród wrzawy dźwięczały jak srebrne trąbki czyste, dziecięce głosiki.

Gdy arcykapłani i uczeni w Piśmie zobaczyli zdziałane cuda i usłyszeli dzieci, wołające: „Hosanna Synowi Dawidowemu”, oburzyli się. Rzekli mu więc z wyrzutem: „Słyszysz, co ci mówią”?
A Jezus odpowiedział im: „I owszem. Nie czytaliście nigdy, iż z ust niewiniątek i ssących doskonałą uczyniłeś chwałę?” (Mt. 21, 17).

Tak. Czytali Pismo św. i nie rozumieli go. Słyszeli owe „Hosanna”, ale go nie uznali. Ujrzeli, że ślepi widzą, ale sami zostali ślepcami. Widzieli, że chromi chodzą, ale sami zostali kulawymi. Nie chcieli pomocy jego łaski, i dlatego zginęli. I Jezus opuścił ich. (Mt. 21, 17).


(Śladami Męki Pana,Uroczysty wjazd do Jerozolimy, s. 15)

Brak komentarzy: